www.wiezaexusa.fora.pl
Forum Klubu Fantastyki Wieża Exusa
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum www.wiezaexusa.fora.pl Strona Główna
->
Sesje Aktywne
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Pierwsze Wrota
----------------
Nekropolia - Aboshi/Mka
Rosja Dawida - Exus
Dramatis Personae
Historia Najnowsza
Magia
Religia i Bogowie
Traktaty Historyczne
Państwa i Miejsca szczególne
Sala Obrad
Drugie Wrota
----------------
O Sesjach Słów Kilka
Sesje Aktywne
Świat Aboshi/Mki
Trzecie Wrota - Nasze światy
----------------
Soldimentus by Lamarath
Nowy Świat
Rosja Dawida by Exus
Rosendar by Piotreksus
Mechanika Systemu
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Lamarath
Wysłany: Nie 14:41, 21 Sie 2011
Temat postu:
Puste Oko
Kontakt od czarownika czekał w umówionym miejscu. Niski blondyn popijał złoty trunek z glinianego kubka dłubiąc nożem w drewnianym blacie stołu. Myślał, że będzie wyglądał jak twardziel i zarobi tym choć trochę szacunku, ale Puste Oko szanuje mądrość, a nie wątpliwą siłę. Nie zadawał sobie trudy by się witać. Podszedł do stolika i rzucił niewielkie zawiniątko.
- Proszę bardzo - powiedział. - Tego chcieliście, poproszę o drugą część zapłaty i znikam...
- Nie tak szybko... - zaczął blondyn, ale ugryzł się w język. - Rozumiem, że nikt jej nie odnajdzie?
- Ona już nie istnieje, zostało tylko to - Puste Oko wskazał na zawiniątko. Zimny głos sprawił, że po plecach blondyna przebiegł lodowaty dreszcz. Przełknął gulę w gardle i odzyskał głos.
- Oto zaplata.
Czarny aksamitny woreczek był niewielki, ale wypełniony był dwunastoma brylantami wielkości ziaren grochu. Puste Oko nie silił się by je przeliczyć, czy nawet zajrzeć do środka. Wszyscy kontrahenci doskonale wiedzieli, że nie warto go oszukiwać.
- Dziękuję. Pożegnaj ode mnie swego pana...
Blondyn siedział przy stoliku jeszcze kilka minut po tym jak najemnik-zabójca opuścił karczmę. Dopił trunek i ruszył do swej tymczasowej kwatery, w której miał mieć przygotowane środku transportu.
Baltazaar
Kapłan pokiwał głową.
- Mógłby to być mag albo ktoś inny - zerknął na Syllvie, która nadal nic nie mówiła. Zaczynał się nią martwić. - Ja to chyba się zdrzemnę do wieczora. Cała ta walka z żywiołem wyczerpała mnie tak, że nie mam co się pchać bestii w paszczę. Jeśli chcesz, możesz zatrzymać mój płaszcz na jakiś czas.
Trzeba było zastanowić się jak znaleźć bestię i jak się do niej zabrać, by nikomu więcej nie stała się krzywda. Ale wszystko to i tak na nic się nie zda, jeśli Baltazaar nie odzyska swoich sił.
Na miejscu wybuchu zebrał się już spory tłum. Deszcz przestał padać i nic nie odstraszało ciekawskich ludzi. Straż miejska pilnowała, aby nikt nie wchodził do środka. Nie było to bezpieczne, gdyż w każdej chwili budynek mógł się zawalić. Baridal i Elanvi nie widzieli nigdzie kostura ani nowopoznanych towarzyszy. W miejscu, w którym upadła po wybuchu stało kilkanaście osób, ale żadne z nich nie było im znajome. W tłumie zdołali usłyszeć coś o prawdopodobnych dwóch ofiarach wybuchu, jednak z powodu braku ciał, nikt nie mógł powiedzieć niczego na pewno...
Gość
Wysłany: Sob 19:09, 13 Sie 2011
Temat postu:
Shavel
Bezpośrednia i szczera odpowiedź bardzo łatwo uśpiła jego podejrzliwość. Żeby zaczął kręcić bądź plątać się w tym, co mówi to dalej wierciłby kapłanowi dziurę w brzuchu, chcąc się dowiedzieć.
- Pewnie chciał ją zabić, bo była świadkiem egzekucji na mieszkańcach za jakieś podejrzane interesy... Ale wolę nie wiedzieć, cóż to była za bestia, która sama spowodowała swój wybuch i to tak niebezpieczny... ciekawe, kto taki ma władzę nad czymś takim, pewnie jakiś mag...?
Ostatnie słowa były raczej pytaniem retorycznym, niż aktem niewiedzy ze strony Shavla. Co jak co, ale zwykłe osoby nie miałyby dość odwagi i siły, by zmusić do posłuszeństwa coś takiego, jak to co było w budynku. Choć on raczej nazwałby to głupotą niż odwagą, bo jeśli coś może od tak wybuchnąć to wystarczy zdenerwować tego stwora i już nie ma ani stwora, ani maga, ani wszystkiego w okolicy.
Nagle poczuł, jakby jego serce stanęło. Przestraszony, przyłożył dłoń do piersi, o dziwo biło i to tak, jakby chciało się wyrwać i uciec. Nic się nie stało, nie był to zawał... ale mimo wszystko czuł, że stało się bądź nadal dzieje coś złego. Tak jak czasami matka zrywa się w środku nocy w chwili, gdy jej pierworodny umiera na polu bitwy, tak Shavel czuł...
Liliel, jego mała, dobra siostrzyczka gdzieś tam daleko była w strasznym niebezpieczeństwie...
Ps. Przepraszam, że tak długo odpisywałem... kłopoty w rodzinie i nie tylko w rodzinie robią swoje... Mam nadzieję, że odpis nie jest głupi i że jeszcze ktoś ma ochotę pisać... :/
Gość
Wysłany: Pon 0:33, 01 Sie 2011
Temat postu:
Elanvirell
Elfka co najmniej się zdziwiła, gdy Demok powiedział jej, że zakapturzony sam rozwiąże sprawę z bestią. Kapłan mówił, że bestia jest potężna. Przynajmniej tak jej się wydawało... Więc albo bestia wcale nie jest taka straszna jak ja opisują, albo zakapturzony jest niezwykle potężnym człowiekiem. Ciekawe kim on w ogóle jest? Jednak dziewczyna nie zapytała o to jego przyjaciela. Przecież nie wypada być takim wścibskim.
- Bardzo Ci dziękuję Panie. Każdego dnia będę wspominać Twoją dobroć i bezinteresowność. Szkoda, że jest tak niewielu ludzi jak Ty Panie.
Elfka podeszła do mężczyzny i pocałowała go w policzek. Odsunęła się i uśmiechnęła lekko, gdyż nadal bolały ją nawet mięśnie twarzy. A może to nie mięśnie, tylko skóra? Cała była obolała.
- Przekaż moją wdzięczność swemu przyjacielowi Panie. Jeszcze raz dziękuję.
Elfka dygnęła i delikatnie uśmiechając się podeszła do Bariego. Mężczyzna najpierw asekurował dziewczynę, jednak później jedynie czekał, aż do niego wróci, gdy poszła do Demoka. Teraz jego zachowanie mogło wydawać się dziwne, gdyż cały czas starał się mieć elfkę obok siebie. Tak jakby oddalenie się nawet o krok przybliżało go do straty dziewczyny. Elfka oparła się o Bariego i razem ruszyli ku wyjściu żegnając się z gospodarzem. Gdy wyszli na zewnątrz Bari wziął elfkę na barana. Dziewczyna nie miała butów, a w drodze pełno było nierówności wypełnionych deszczówką i błotem. Znając elfkę można byłoby przypuszczać, że z chęcią przeszłaby tą błotnistą ścieżką, jednak Baridal był stanowczy i nie dał się uprosić. Elfka zresztą mocno nie nalegała, gdyż perspektywa niesienia przez przyjaciela w tej sytuacji była niewątpliwie pożądana. Parę kroków od domu Demoka dziewczyna nachyliła się tak, by jej usta znalazły się przy uchu Baridala.
- Bari... Gdzie jest mój kostur?
Elfka zrozumiała, że ubranie zniszczyło się tak samo jak i tak bardzo cenna dla niej biżuteria. Jednak może uda się chociaż odzyskać tę jedną rzecz jej bliską. W tej chwili niewiele pragnęła. Zaś w sferze jej życzeń znalazłyby się jedynie 4 rzeczy: sprawdzenie, co stało się zresztą nowo poznanych, znalezienie kostura, posiłek i odpoczynek. Pierwsze dwie mogli mogli sprawdzić na miejscu wybuchu, gdzie od razu się udali. Potem postanowili pójść do karczmy.
Lamarath
Wysłany: Śro 14:39, 27 Lip 2011
Temat postu:
Baltazaar
Sillvie nie odpowiedziała na pytanie. Być może była jeszcze w szoku, ale kapłan nie mógł nic na to poradzić w tym momencie. Pewnie potrzebowała czasu. Jemu po prawdzie też się nie śpieszyło, żeby wychodzić na deszcz.
- W budynku był stwór, który eksplodował, kiedy mnie zobaczył. Zabił mieszkańców tamtego domu i miał w planach zabić też Sillvie. Na eksplozję nie mogłem nic poradzić. Ledwo starczyło mi czasu, aby nas stamtąd wydostać, nie mówiąc już o cenie, jaką przyszło mi zapłacić... Ale nie ma o czym mówić. Ktoś wysłał to stworzenie i znajdziemy tego kogoś jeśli będziemy mieć szczęście. Jeśli nie, znajdziemy Bestie i ją unieszkodliwimy, zanim ktoś zrobi jej krzywdę albo wywoła zamęt i chaos, którego nie będzie dało się opanować. Co do Demoka, nie wiem gdzie mieszka. Nie jestem tutejszy, nie wiem nawet, gdzie jest kowal.
Demok uśmiechnął się chłodno. Z każdą chwilą miał coraz większą ochotę, aby goście już go opuścili. Niemniej jednak wypadało dociągnąć tą farsę do końca.
- Obawiam się, że już za późno. Mój przyjaciel wróci dopiero, kiedy problem bestii będzie rozwiązany, a znając go nie potrwa to długo. Jeśli mogę coś doradzić... Powinnaś panienko zjeść coś i odpocząć. Procesy uzdrawiające są bardzo obciążające dla organizmu. W każdej chwili możesz stracić przytomność. Polecam wynająć pokój w pobliskiej karczmie, jest tam ciepło i dobrze karmią. A o Bestię... nie musicie się już martwić.
Puste Oko odnalazł ją bez problemów. Nie było to trudne, po tym jak jego mocodawcy wyposażyli go w magiczne wspomaganie. Kryształ śledzący wskazał mu cel z tak wielką precyzją, że mógłby na jego podstawie posłać dziewczynie bełt w oko. Nie było to jednak w tym momencie konieczne. Nie na nią wystawiono wyrok, tylko na kogoś z jej rodziny. Kogoś, kto zalazł za skórę zbyt wpływowej i bogatej osobie. Miał dwa wskazy i niestety trafił na ten mniej przydatny. Gdyby było inaczej zakończyłby zadanie i mógłby wrócić do swoich spraw.
Ale skoro już się tak złożyło... Dziewczynę można wykorzystać.
Obserwował ją od kilku godzin. Nie była żadnym wyzwaniem. Nie przeszła żadnego przeszkolenia, które mogłoby mu utrudnić pracę. Nie miała nawet broni, a jej dom nie miał żadnych wyszukanych środków ochrony. Gdyby nie grube pieniądze, jakie zapłacono za to zlecenie, zostawiłby ją w spokoju uznając, że misja uwłacza jego zdolnościom.
Puste Oko wyciągnął zza pasa niewielką fiolkę wypełnioną zielonym, lekko świecącym płynem. Naręczna kusza przymocowana do ukrytego pod płaszczem ramienia była zawsze naciągnięta. Udając jednorękiego nie musiał się tłumaczyć z jej posiadania. Mało kto chciał sprawdzać dokładnie czemu ręka jest taka sztywna i unieruchomiona w nienaturalnej pozycji. Mężczyzna przyłożył fiolkę do bełta i przymocował ja rzemieniem. Kobieta wracała właśnie z targu i zbliżała się do drzwi swojego domostwa. To była dobra chwila.
Jak tylko drzwi otworzyły się, mężczyzna wystrzelił bełt. Kobieta schyliła się po skórzaną torbę z zakupami, kiedy pocisk przeleciał na nią i wpadł do pokoju. Bełt uderzył w ścianę a fiolka rozbiła się uwalniając zieloną ciecz, która natychmiast wyparowała. Nie rozległ się żaden dźwięk uderzenia, ani tłuczonego szkła. Kobieta weszła do domu i zamknęła drzwi za sobą.
Puste Oko podążył jej śladem. Z zamkiem poradził sobie z marszu. Nie musiał martwić się, że dziewczyna usłyszy, że przy nim manipuluje, więc nie zajęło mu dużo czasu rozbrojenie wszystkich trzech zapadek. Otworzył drzwi i szybkim krokiem dopadł do kobiety, która nie mogła niczego usłyszeć. Zielona Cisza była jego najskuteczniejszym wynalazkiem i tym razem nie zawiodła.
- Witaj - wyszeptał jej do ucha. - Ładna jesteś... Szkoda, że będę musiał robić ci nieładne rzeczy...
Kobieta krzyknęła przeraźliwie, ale jej wrzaski nie mogły wydostać się z pokoju. Puste Oko wyciągnął długie srebrne ostrze.
- Będzie tylko trochę bolało...
Gość
Wysłany: Pią 19:58, 22 Lip 2011
Temat postu:
Shavel
- Nie myśl o mnie, że zostawiłem ich, iż nie chciałem pomóc, bo jest czarodziejem. Chciałem, ale nic nie mogłem zrobić. Strażnik wysłał ich do Demoka, podobno jest w stanie zdziałać cuda. Miałem iść do jakiegoś medyka i patrzeć, jak ją tnie, by uratować?- odparł spokojnie. Rozumiał jego reakcję. Sam Shavel też się trochę sobie dziwił, że nie poszedł. Może to było spowodowane tym, że prawie nie znał tej osoby albo bo była magiem? Możliwe. Ale dziś ciągle uganiał się za prawie nieznanymi mu osobami. Wyłapał jednak pewien szczegół w tym, co mówił kapłan- wybuchający stwór?- zapytał, zmieniając temat- Niby dlaczego stwór? A swoich zmysłów jestem pewien...
Czuł, że coś się za tym kryje. Stwory nie wybuchają, więc to raczej nie było żadne przysłowiowe powiedzenie. Coś, co mu się na pewno nie będzie podobać, jeśli kapłan zechce odpowiedzieć.
Gość
Wysłany: Pią 11:47, 22 Lip 2011
Temat postu:
Elanvirell
Druga izba była równie jasno oświetlona, co pracownia, w której wcześniej leżała dziewczyna. Poznała przerażającą postać, którą już widziała. Teraz, gdy dowiedziała się, że pomógł w jej uleczeniu jej strach do tej istoty zmalał. Przy stole obok zakapturzonej postaci siedział starszy, czarnowłosy mężczyzna. Elfka domyśliła się, że ten zwany jest Demokiem. Dziewczyna już chciała podejść do nich i podziękować za uleczenie, kiedy zakapturzony... zniknął. Elfka westchnęła i Zwróciła swą twarz w stronę czarnowłosego. Dziewczyna nadal podpierając się na ramieniu swego przyjaciela dygnęła na tyle, na ile pozwalał jej coraz bardziej znośny ból.
- Witaj! Nazywam się Elanvirell Navoidille i chciałam podziękować z całego mojego serca za Twoją dobroć Panie. Niestety Twemu przyjacielowi podziękować nie było mi dane...
Elfka westchnęła i dopiero uświadomiła sobie o czym rozmawiali mężczyźni przed ich wejściem do pomieszczenia.
- Mam nadzieję, iż wybaczy mi Pan... Usłyszałam fragment Waszej rozmowy. Twój towarzysz Panie szuka Bestii. My także... Pomyślałam sobie zatem, że... może zjednoczylibyśmy siły? Jakbyś Panie widział swego towarzysza proszę przekaż moją propozycję. Pokornie o to proszę.
Poprzez słowotok elfki trudno było się przebić nawet najbardziej wygadanym. Nic zatem dziwnego, iż Demok z początku nie miał zbytniej możliwości odpowiedzenia dziewczynie.
Baridal widząc zakapturzoną postać poczuł strach, zaś po wypowiedzeniu przez niego „do zobaczenia” zimny pot spłynął mu po całej długości kręgosłupa. Mężczyzna w tej chwili był wręcz przerażony wizją kolejnego spotkania posiadacza makabrycznego kostura. Gdy ów istota zniknęła odetchnął z ulgą. Jednak jego spokój nie trwał zbyt długo. Pytanie, a raczej propozycja elfki co najmniej go zdziwiła. Ona nie wiedziała... To dlatego... Bardzo chciał powiedzieć dziewczynie, że to jest zły pomysł i wymyślić jakiś dobry powód, jednak nie wiedząc czemu nie był w stanie. Czy to przez strach? Czy przez to, że tak naprawdę nie było dobrego powodu, dla którego zjednoczenie sił przeciw Bestii nie miałoby być dobrym wyjściem.
Lamarath
Wysłany: Czw 11:46, 21 Lip 2011
Temat postu:
Baltazaar
Baltazaar prychnął pod nosem i pokręcił głową patrząc z politowaniem na Shavela. Co to był za człowiek, który zostawił potrzebujących pomocy, by pójść sobie na piwo... Cóż, widocznie taki był i niewiele można było na to poradzić.
- Biedne dziecko, ale postąpiła bezmyślnie - rzekł kapłan. - Widać tak było jej pisane. Przynajmniej nie zginie w walce z Bestią z Orgonu; jest o wiele groźniejsza niż wybuchający stwór. Zresztą, może wcale nie było tak źle jak ci się wydawało? Stres potrafi zmącić zmysły i wyolbrzymiać różne rzeczy, na przykład obrażenia.
Dopił do końca napar i rzekł do Sillvie.
- Trzeba wziąć się do roboty. Co planujesz w tym momencie? Ja bym przeszedł się do ruin domu, może znajdę jakieś ślady, które wtedy przeoczyłem. Może coś ważnego przetrwało eksplozję? - uśmiechnął się wypowiadając dalsze słowa. - Bardzo dobrze ci w tym płaszczu, ale przydałby mi się, skoro mam wyjść na deszcz.
Zakapturzony starzec przysiadł na dębowym krześle, opierając makabryczny kostur o krawędź stołu. Spojrzał na Demoka i rzekł spokojnym tonem.
- Chyba czuję się już najedzony na jakiś czas... Pójdę poszukać tej Bestii. Może chcesz iść ze mną?
- Dziękuje za propozycję, przyjacielu, ale nie mogę się równać z czymś takim. Poza tym, tylko bym ci przeszkadzał.
- No cóż - pokiwał głową - niech tak będzie. Wrócę na kolację, tak myślę...
Szary kaptur zwrócił się w stronę elfiej dziewczyny i jej towarzysza.
-Bądźcie zdrowi, moi mili. I do zobaczenia.
Zakapturzona istota rozpłynęła się niczym mgła na wietrze.
Wysoki blondyn wszedł do pokoju wyściełanego grubymi wełnianymi dywanami. Skłonił się lekko przez starszym mężczyzną siedzącym w fotelu, przeglądającym stary zwój, zapisany w dziwnym języku. Blondyn czekał aż staruszek skończy. Wiedział, że nie lubi, jak się mu przerywa. Po około trzystu uderzeniach serca siwowłosy mężczyzna podniósł wzrok z nad pisma.
- Mów, co znalazłeś – w głosie starca było wyraźnie słychać gniew.
- Nie było to łatwe, mistrzu, ale zdobyłem krople jego krwi. Twój kuzyn musiał trafić go z kuszy, zanim został zamordowany. Bełtu nie znalazłem, ale była jedna kropla -w zaczarowanej fiolce unosiła się ciemna kropla nie większa od łzy. – Przeprowadziłem Rytuał i dostałem dwa trafienia. Najwyraźniej zabójca ma bliską osobę, z która jest spokrewniony.
- Zapłać Pustemu Oku, niech ich sprzątnie – odpowiedział starszy mężczyzna z nutką zadowolenia w głosie. – Nikt nie będzie bezkarnie krzywdził mojej rodziny. I niech to zrobi tak, żeby poczuli.
- Puste Oko wyruszył wczoraj. Dziś powinien dosięgnąć pierwszego celu.
- Bardzo dobrze Cyrusie, będzie z ciebie wielki czarownik…
Gość
Wysłany: Śro 17:58, 20 Lip 2011
Temat postu:
Elanvirell
Pogrążona w mroku elfka zdążyła przypomnieć sobie jeszcze o kobiecie i kapłanie, którzy byli w budynku. Mężczyznę widziała, zaś mogła jedynie przypuszczać, że kobieta też tam była. Pewnie nie żyją – pomyślała z ujmującym smutkiem. Jednak... Ja zapewne także... nie... żyję... - usłyszała w swoim wnętrzu całkiem pusty głos. Dziewczyna skoro nie żyła, a przynajmniej tak jej się wydawało, chciała zacząć szukać w krainie cienia swej rodziny. Być może tu mogłaby ich znaleźć? Jednak nie zdążyła, gdyż to były ostatnie myśli elfki zanim całkowicie zapadła się w bezdenny mrok.
Ostre światło i czyjś głos. Światło nie tak jasne jak podczas eksplozji, jednak dziewczyna czuła jakby raniło jej oczy. Usłyszała głos suchy, niski, cichy, lecz także w pewien sposób niezwykle ujmujący i wręcz przeszywający. Sam głos sprawiał, iż elfka mogłaby mieć gęsią skórkę. Jednak nie rozpoznała pierwszych słów jakby były wypowiedziane w obcym języku. Dopiero teraz dziewczyna ujrzała zarys postaci nad sobą. Długie włosy okalające głowę, ostre rysy twarzy. Doskonała kompozycja piękna. Elfka chciała podnieść rękę, jednak czuła jakby była przykuta do podłoża, na którym leżała. Od razu poznała elfa. Łzy pociekły jej po twarzy. Ga..mi...rion... Wyszeptała radośnie, mimo iż mówienie było dla niej niezwykle ciężkie. Pomyślała, że jednak znalazła, w końcu znalazła. Kiedy radość przekształcała się w euforię twarz pięknego elfa została w ułamku sekundy zmieniona wręcz w jego okrutną karykaturę. Gdy teraz zobaczyła dokładnie nad sobą twarz. Otworzyła szeroko oczy z przerażenia. Widziała wielu ludzi. Osoby piękne i brzydkie, jednak ta postać miała w sobie coś, przez co elfka czuła się jak bardzo mała dziewczynka i najchętniej wtuliłaby się właśnie w matczyną suknię. Ponownie usłyszała ten sam głos. „Nie zmarnuj tej drugiej szansy, dziecko.” To właśnie wypowiedziała ta przerażająca istota. Gdy dziewczyna zrozumiała słowa, oraz to, że były kierowane do niej zdołała jedynie wydusić – co? Jaka druga szansa? - zapytała się już w myślach. Jednak zakapturzona postać odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. Ostatnim, co zobaczyła przed jej zniknięciem był wręcz upiorny kostur. Niewielka ludzka, dziecięca czaszeczka brzęczała zawieszona na łańcuchu podczas każdego kroku człowieka. Zimny pot spłynął po plecach dziewczynie. Gdy postać zniknęła dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Wyglądało jak pracownia alchemiczna, jednak zakapturzona postać nie wyglądała na alchemika. Może się myliła? Ale co ona tu robiła? Próbowała usiąść, jednak za pierwszym razem grymas bólu wykrzywił jej twarz. Następnym razem jęknęła, jednak udało jej się usiąść. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że jest całkiem naga. Podwinęła nogi, które objęła rękami. Policzki spłynęły purpurą. Jednak, gdy dziewczyna przypomniała sobie, iż tamten mężczyzna widział ją... Poczuła co najmniej niesmak. Gdy zaczęła się zastanawiać gdzie jest, co się stało i kim był tamten... człowiek postanowiła przypomnień sobie co ostatnie pamięta. Jednak jawa przeplatała się z ciemnością, nikła w smolistej czerni, została z czasem pożarta przez mrok. Nie była pewna, co było prawdą, co zaś przybyło z krainy pogrążonej w mroku. Gdy siedziała skulona na zimnym kamiennym stole poczuła chłód i zaczęła trząść się z zimna. Niepokój wkroczył do jej serca. Zawsze pokładała wielką wiarę w ludzi, jednak wiedziała, że niektórzy zostają owładnięci poprzez swoje ułomności, przy pragnienia. Zaczęła się bać będąc w nieznanym miejscu. Gdy poczuła chłód i strach nagle zjawił się Baridal. Przybiegł i szybko chwycił elfkę w ramiona. Przez kilka chwil nie potrafił nic powiedzieć, gdyż łzy obficie spływały mu po policzkach, zaś głos wiązł w gardle.
- Bari...Boli... - szepnęła dziewczyna. Całe ciało miała obolałe i niemalże każdy dotyk był bolesny. Mężczyzna chwycił jej drobną twarz w swoje dłonie, oparł swoje czoło o jej i szepnął jej imię. Po chwili odsunął się i zaczął się śmiać patrząc elfce w oczy. Elanwi spojrzała się na mężczyznę zdziwiona, gdyż coraz mniej rozumiała w tej sytuacji. Dopiero teraz jakby zrozumiał, że elfka siedzi naga. Zawstydzony zdjął płaszcz i szczelnie okrył nim dziewczynę.
- Elanvi dobrze się czujesz? - spytał mężczyzna z troską.
- Tak... Nie... To znaczy... Jestem cała obolała. - powiedziała dziewczyna z lekkim trudem. Jednak każde kolejne słowo przychodziło coraz łatwiej. Miała wrażenie jakby na nowo uczyła się mówić, a raczej jakby jej struny głosowe nie były przyzwyczajone do tej czynności.
- Bari? Co to za miejsce? - Elfka rozejrzała się niespokojnie wokół.
- To... Mieszkanie... Pana Demoka. On nam pomógł Elanvi... Uleczył Cię siostrzyczko! - odparł mężczyzna drżącym z radości głosem. Dobrze zbudowany o wyglądzie mordercy mężczyzna teraz płakał niczym małe dziecko. Rzadko się spotyka taki widok...
- Bari... Czemu płaczesz? - elfka mimo iż mówiła coraz płynniej nadal jej głos był chrypiący i nie tak łagodny i przyjemny jak wcześniej.
- Tak bardzo bałem się, że Cię stracę... - mężczyzna szepnął i objął dziewczynę. Elfka uspokoiła się widząc znajomą twarz. Jednak trzeźwość myślenia wracała jej z każdą chwilą
- Ten... człowiek to Demok? Bari... a jak Ty się czujesz? Co się stało? Co... zresztą? - dodała cicho nie pokładając zbyt wielkiej nadziei, że para będąca w budynku przetrwała. Mężczyzna zaś słuchał słowotoku dziewczyny, by móc zaraz odpowiedzieć na jej wszystkie pytania. Baridal przez wszystkie lata spędzone z elfką, nauczył się jak z nią postępować oraz zwracać uwagę na konkretne rzeczy.
- To jego przyjaciel... Pomógł Cię uleczyć – tu groźna twarz mężczyzny złagodniała pod wpływem jeszcze większego uśmiechu. - A o mnie się nie martw Elanvi. Ze mną wszystko w porządku. Na szczęście z Tobą też. - Oczy mężczyzny ponownie się zaszkliły. Delikatnie nadal obejmował dziewczynę. Westchnął ciężko. - Była eksplozja, pożar. - myślami wrócił do zwęglonych zwłok elfki. Dziewczyny, która teraz wpatrywała się w niego swymi niebieskimi oczyma. Poczuł przenikliwy ból w sercu, gdy przypomniał sobie, że niemal ją stracił, jednak uśmiechnął się blado. Jedynie na tyle był w stanie się teraz zdobyć widząc oczyma wyobraźni czarne jak węgiel ciało dziewczyny. - Zostałaś... ranna, jednak teraz jesteś już zdrowa Elanvi. - Mężczyzna uśmiechnął się szczerze. Dziewczyna również odpowiedziała delikatnym uśmiechem, gdyż nawet mięśnie twarzy były teraz obolałe.
- Jak zwykle dramatyzujesz Bari. Przecież nie umarłam, więc o co chodzi? - dziewczyna odsłoniła w uśmiechu białe, drobne, równe ząbki. Tylko elfka w tym mieszkaniu była przekonana o tym, co powiedziała. Wszyscy inni znali prawdę, a ta zaś była zupełnie inna. Po chwili uśmiech zbladł na twarzy dziewczyny. - Bari... Co z resztą? Co z tą kobietą i kapłanem? Widziałam go! Widziałam tuż przed... wybuchem. Czy oni... Bari?
- Nie wiem... - mężczyzna spuścił wzrok. Po chwili mężczyzna dodał - Ten elf. On żyje.
Po ostatnich słowach w sercu elfki rozkwitł drobny kwiat nadziei. Może inni też przeżyli? Skoro ja przeżyłam taki wybuch, to może oni także? - pytała siebie w myślach.
- Chodźmy Bari. Może wszyscy są cali i zdrowi i tylko czekają na nas w karczmie? - dziecięca wręcz naiwność wygrała ze zdrowym rozsądkiem. Ostatecznie elfka wyglądała jakby nic się nie stało, była jedynie obolała. Nie mogła przypuszczać w jakim stanie Bari ją tu przyniósł i z pewnością nie uwierzyłaby w to. Przynajmniej niezbyt łatwo. Mężczyzna pomógł zejść dziewczynie ze stołu. Dopiero teraz elfka pomyślała o honorarium, gdy boleśnie skóra jej stóp dotknęła kamiennej posadzki.
- Bari a jak my zapłacimy tym ludziom? - spytała dziewczyna zatroskana, gdyż niestety nie byli majętnymi osobami. Mężczyzna był jakby zaskoczony pytaniem, jednak wiedział, że dziewczynie nie może powiedzieć prawdy. Musiał ją okłamać. Nigdy nie wybaczyłaby mu takiej lekkomyślności, tak samo jak i nigdy nie zaprzestałaby szukać innego rozwiązania, by czaszka przyjaciela nie zawisła jako ozdoba kostura.
- To... To dobrzy ludzie Elanvi. Nie chcą zapłaty. - Elfka rozpogodziła się i uśmiechnęła spoglądając na mężczyznę, na którego ramieniu teraz podpierała się niepewnie stąpając. Dziewczyna wierzyła Bariemu, nie nie miała podstaw, by tego nie robić, gdyż obiecali sobie kiedyś, iż jakkolwiek okrutna nie byłaby prawda i tak będą się nią ze sobą dzielić. Mężczyzna pamiętał o tej przysiędze i kłamstwo już teraz ciążyło podwójnie. Jednak nic nie było ważniejsze od życia i zdrowia jego małej siostrzyczki. Elfka szczelnie zawinięta w płaszcz coraz raźniej stawiała kroki w kierunku drugiego pomieszczenia.
Gość
Wysłany: Śro 16:01, 20 Lip 2011
Temat postu:
Shavel
Spojrzał badawczo na pakunek od Anyi a potem spojrzał podejrzliwie na kapłana. Wbiegł do budynku, widział to, ale jakimś cudem zdołał się stamtąd wydostać. Może jakieś sekretne wyjście? Sill także nie doznała jakiegoś uszczerbku, a Elanvi... Coraz mniej mu się to wszystko podobało. Wszystko to cuchnęło jak podpalone łajno bazyliszka. Niemal widział, jak powoli pcha się w coś bardzo niebezpiecznego, tylko nie widział, co to dokładnie jest. Było zbyt duże, by objąć to wzrokiem. Masz swoją chęć zarobku- westchnął, dziwiąc się swej głupocie. Za pieniądzem ryzykuje wszystko... A przecież czekał na niego i jego przyjaciół pewien mag, oraz Lil. Pociągnął solidny łyk z kufla. Nie gustował w piwie, ale to było chyba najlepsze na obecną chwilę.
- Podczas gdy wy byliście, albo i nie, w końcu tu jesteście, więc nie mogliście być w tym budynku podczas wybuchu... Elanvi wbiegła za tobą, kapłanie- rzekł obojętnie. Ale wcale nie było mu to obojętne. To nie ta nastoletnia elfka powinna teraz pewnie dogorywać na stole jakiegoś lekarza. Przed oczami miał jej drobne, zniszczone ogniem ciało. Wyglądała jak pieczeń, lecz wciąż żyła- ona może teraz nie żyć. Wybaczcie, że przeszkodziłem w rozmowie... chyba będzie lepiej jak się nieco przejdę... nie wiecie, gdzie mieszka niejaki Demok?
Lamarath
Wysłany: Śro 12:21, 20 Lip 2011
Temat postu:
Baltazaar
Shavel dosiadł się do nich przerywając rozmowę, ale kapłan chciał chociaż skończyć myśl.
- Magię zostaw mnie, poradzę sobie z nią. Ale na potwory może nie starczyć mi już rąk...
Baltazaar całkowicie zignorował oschłość w głosie elfa. Nie przywykł by przejmować się czyimiś humorami i wyznawał zasadę, że jeśli coś się komuś nie podoba trzeba sprawę załatwiać od razu i wprost.
- Gdzie się wszyscy podziali - zapytał jednak, bo szczerze ciekawił go los pozostałych towarzyszy od stolika.
W tym momencie do karczmy weszła Anya i podeszła do nich. Wręczyła Sillvie niewielki tobołek ze skóry, w którym było coś miękkiego.
- To moja najlepsza szata, Pani - powiedziała do kobiety. - Powinna pasować. Proszę, przyjmij ją.
Baridal biegł co sił w nogach. Dotarł już do północnego muru. Gdzieś tu powinien być do tego Demoka. Rozglądał się uważnie, nigdzie nie mógł znaleźć tego przeklętego domu. Podobno był łatwy do rozpoznania. Strażnik miejski miał rację. Rzeczywiście kolejny budynek był inny niż wszystkie. Czarny prostopadłościan bez okien wyglądał jakby zrobiony był ze szkła. Deszcz spływał po nim jak po nasączonej tłuszczem skórze. Baridal podbiegł do drzwi, które jako jedyne wyglądały w miarę normalnie. Ciężkie drewno okute było żelazem. Pośrodku wisiała mosiężna czaszka, która pełniła rolę kołatki. Mężczyzna nie chciał tracić czasy w imię uprzejmości i bez namysłu wpadł do środka.
- Pomocy! - krzyknął w progu. W domu Demoka nie było przedsionka. Wejście prowadziło prosto do dużego pomieszczenia z fotelami i niewielkim stołem. W środku było całkiem jasno, zważywszy na to, że nie ma żadnych okien. Blask na ściany rzucały całkiem spore butelki wypełnione świecącym płynem, które pełniły rolę lamp. Nikt nie odpowiedział na zawołanie Baridala. Zamiast tego w jego stronę zwróciły się dwie twarze. Pierwsza była ludzka. Należała do mężczyzny w sędziwym już wieku, ale jego włosy nie były jeszcze dotknięte siwizną. Czarna czupryna błyszczała lekko w blaski lamp, a jasne oczy przyglądały się uważnie gościowi.
Druga twarz kiedyś mogła być ludzka, ale teraz była zniekształcona i wysuszona. Głebokie oczodoły skrywały tajemnice czarnych oczu, na których nie sposób było skupić wzroku. Skryte pod kapturem włosy były zniszczone i zaniedbane, ale nie zwracało się na nie uwagi. Druga istota była niższa od czarnowłosego człowieka, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie, ponieważ stała mocno przygarbiona. Szary płaszcz ukrywał jej ciało, które wydawało się być dość mocnej budowy. Najgorszy był jednak kostur, którym podpierał się nieznajomy. Krzywa sękata laska wystawała ponad głowę zakapturzonej postaci niczym szubienica. Na jej szczycie umocowany był przyrdzewiały lekko łańcuch, który tworzył pętle, sięgającej wysokości ust dzierżyciela. Na łańcuchu zawieszona była głowa. Była to bardzomała głowa, wyglądająca na należącą do dziecka. Łańcuch wnikał do jednego jej oczodołu i wychodził drugim. Małe usteczka zaciśnięte były w grymasie, który sprawiał wrażenie, jakby dziecko próbowało nie krzyczeć pod wpływem potwornego bólu. Kikut szyi był krótki i postrzępiony, ale nie była to świeża rana. Baridal zawahał się. Nie był pewien, czy dobrze trafił, ale było już za późno.
- Puka się - rzekł wreszcie czarnowłosy spoglądając na niesioną w rękach mężczyzny makabrę. - Żyję jeszcze?
- Nie wiem - od jakiegoś czasu Elanvi nie dawała znaków życia. - Musisz jej pomóc! Proszę!
- Uspokój się - powiedział uprzejmym tonem czarnowłosy. - Na nic jej się zdadzą twoje błagania. Skoro już przerwałeś nam posiłek... połóż ją na tamtym stole - wskazał dłonią sąsiednie pomieszczenie i zwrócił się do zakapturzonej istoty. - Wybacz przyjacielu. Obejrzę tego ognioluba i dokończymy naszą rozmowę.
- Myślisz, że zasługuje na drugą szansę? - głos zakapturzonej postaci był niski i cichy.
- Nie mnie to oceniać - wzruszył ramionami Demok.
- Zaiste... - skwitowała zakapturzona postać i utkwiła wzrok w Baridalu. - Dotrzymaj mi towarzystwa, bezimienny człowieku. I tak byś tylko przeszkadzał mistrzowi przy pracy.
- To nie potrwa długo - rzekł Demok. - W tak ciężkich przypadkach werdykt zapada szybko. Niczego nie obiecuje.
Baridal mógł tylko skinąć głową, kiedy czarnowłosy zniknął w gabinecie.
- Jak cię zwą, człowiecze? - zapytał zakapturzony starzec.
- Wybacz najście - zaczął mężczyzna próbując nadrobić uprzejmość, której oszczędził mężczyznom wcześniej. - Jestem Baridal. Zdarzył się wypadek i musiałem się śpieszyć. Nie chcę, żeby umarła.
- No cóż, Demok jest biegłym alchemikiem, jednym z najlepszych jakich znam... Ale jej nie uratuje. Ona już nie żyje... Poczułem to jak tylko wszedłeś do pokoju.
Krew w żyłach Baridala zagotowała się po części ze złości po części ze strachu. Powstrzymał jednak wybuch gniewu, w czym pomógł mu widok ludzkiej głowy na łańcuchu.
- Bardzo ją kochasz - było to bardziej stwierdzenie faktu, niż pytanie. - Na pewno zrobiłbyś wiele by ją ocalić...
- Wszystko - wyszeptał Baridal ze łzami w oczach. - Zrobiłbym wszystko...
- To bardzo śmiałe stwierdzenie... Odważne... Nieco głupie, zarazem, ale młody jesteś. Młodość ma prawo do głupoty - zakapturzony zamyślił się dłuższą chwilę, a Baridal nie śmiał mu przerywać. Zresztą co miałby powiedzieć.
- Wiesz - zaczęła znów istota. - Potrafię docenić twoją odwagę. Coraz mniej jej na świecie. Jeśli mówisz prawdę i naprawdę gotowy jesteś zrobić dla niej wszystko, pomogę ci. Zwykle tego nie robię, ale ten jeden raz mogę nagiąć zasady.
Oczy Baridala rozbłysły nadzieją.
- Co miałbym zrobić? - zapytał cicho, nie spodziewając się lekkiego zadania, po kimś kto nosi ludzką głowę na łańcuchu.
- Kiedy nadejdzie czas - postać spojrzała na głowę zdobiącą kostur - twoja głowa zawiśnie na tym łańcuchu zamiast tej.
Baridal czuł jak krew jego żyłach zmienia się w lód. Nie mógł oderwać wzroku od dziecięcej głowy, która dyndała przy każdym najlżejszym nawet ruchu kostura. Jak ktokolwiek mógłby się zgodzić na taką cenę? Rozmyslania przerwało nagłe otwarcie drzwi od gabinetu. Demok wyszedł z nietęga miną.
- Przykro mi, obrażenia są zbyt rozległe. Nawet Żywa Woda nie podziałała. Tylko bogowie mogliby nam ją przywrócić.
Świat Baridala rozpadł się w drzazgi. Wiedział to od dawna, ale dopiero w tym momencie poczuł, że Elanvi była dla niego wszystkim. Wiedząc, że nie żyje, że nigdy już nie zobaczy je uśmiechu i łez, wszystko co znał i widział, straciło sens.
- Pomóż jej - wyszeptał.
- Przykro mi - odpowiedział czarnowłosy.
- On chyba mówi do mnie -przerwał mu zakapturzony idąc powoli w stronę stołu, gdzie leżało spalone ciało elfki.
Stanął dwa kroki od Elanvi i patrzył na nią długo. Uśmiech na zdeformowanej twarzy był trudny do zauważenia a tym bardziej do zidentyfikowania jego intencji. Pomieszczenie wypełniła ciężka siła, jakby powietrze zmieniło się w kamień. Baridal czuł niepokój, który był po części uzasadniony. Strach eksplodował jednak, kiedy wisząca na kosturze głowa poruszyła się. Otworzyła usta i zamlaskała, jakby chciała rozruszać mięśnie. Zakręciła się dookoła spoglądając na pomieszczenie ślepymi oczodołami, aż zatrzymała wzrok na Elanvi.
- Żyj - powiedziały dziecięce usta i natychmiast zamarły w tym samym grymasie, z którego się obudziły.
Ciało Elanvi szarpnęło się i zaczęło dygotać. Stopiona skóra zaczęła odpadać ukazując różowe tkanki. Regeneracja była gwałtowna i bolesna, ale martwi nie czują bólu. Po trzydziestu uderzeniach serca na stole w gabinecie Demoka leżała piękna, naga, elfia dziewczyna.
Ciemność wokół Elanvi zaczęła się rozpadać niczym domek z kart. Nie było ucieczki przed zniszczeniem. Jej wewnętrzna siła przebudziła się jakby chciała się bronić przez czymś, czego czarodziejka nie mogła zidentyfikować, ale została zdmuchnięta niczym płatki dmuchawca. Straciła na chwilę świadomość, a kiedy otworzyła oczy leżała na kamiennym stole w jasno oświetlonym pomieszczeniu. Była całkiem naga i zmęczona, a całe ciało pulsowało bólem, który był jednak niczym w porównaniu z tym, co czuła kiedy była w płonącym budynku.
- Dokonało się - usłyszała niski głos tuż nad swoją głową. Zdeformowana twarz przyglądała jej się uważnie. - Nie zmarnuj tej drugiej szansy, dziecko.
Starzec odwrócił się i poczłapał do stolika, przy którym siedział. Elanvi dopiero teraz zauważyła zawieszoną na łańcuchu głowę dziecka, która zrobiła kostur zakapturzonej postaci...
Gość
Wysłany: Wto 20:46, 19 Lip 2011
Temat postu:
Sillvie
Odbicie zaskoczyło ją dużo bardziej niż żywiołak. Bestii się w jakiś sposób spodziewała. Baltazara gadającego z kubka już nie. Nie Baltazara... Odbicia. A może wcale nie byli rozdzielni?
- Witaj... - przywitała niespodziewanego towarzysza rozmowy - Nie da sobie rady sam.... ale... - dziewczyna się nieco zgubiła. Nie codziennie do niej gadały czyjeś Odbicia w kubkach. -... jak ja mam niby pomóc, jak to jest jakaś potężna magia? To... - to było przerażające. Chore. Nieokiełznana, pierwotna moc i jakiś wypaczony umysł nią kierujący. Bogowie... nagle mimo ognia i płaszcza Sill poczuła jak robi się jej zimno, a naga skóra cierpnie i pokrywa się gęsią skórką. Tak ją to wszystko zaabsorbowało, że nie zauważyła przybycia Shavla dopóki ten się nie odezwał. Szare oczy popatrzyły na mężczyznę nieco zdezorientowane, potem na kapłana.
- Tak... jeśli chcesz... - ton głosu Shavla dawał do zastanowienia. Jakby był obrażony, ale Sill nawet gdyby wysiliła się i zaczęła zastanawiać, co też może być powodem takiego stanu ducha (a przyznajmy szczerze, że po tym wszystkim jej myśli na pewno w stronę emocji innych nie zmierzały), to i tak uznałaby, że sumienie ma czyste. Ona tylko wstała i wyszła w swoich sprawach.
Gość
Wysłany: Wto 15:37, 19 Lip 2011
Temat postu:
Shavel
Żeby nie sytuacja, w jakiej byli, to Baridal pożałowałby swego tonu. Nie zrobił nic złego, wręcz przeciwnie, chciał jakoś pomóc a ten warczy na niego jak na niemal wroga. Słowo, jakie nasuwało mu się na myśl o nim było oczywiste- gbur. Ale może to tylko z powodu tej sytuacji? Ludzie różnie zachowują się w takich chwilach. Gdyby była to Lil to może byłby taki sam. W końcu w karczmie całował po dłoniach kobiety... Puścił więc to w niepamięć.
- Jeśli nie będę potrzebny to nie widzę sensu iść- mruknął- skoro ten medyk jest taki dobry, to powinien coś zdziałać... ale przyjdź do karczmy i daj znać co z nią...
Wcale jednak nie był pewien, czy coś pomoże.
Odwrócił się i poszedł do karczmy. Tam zobaczył kapłana i Sil... w płaszczu kapłana. Darował sobie jednak pytania, o co chodzi. Między nimi toczyła się żywa dyskusja a nie chciał przeszkadzać, dlatego zamówił u karczmarza kufel mocnego, ciemnego piwa i dopiero wtedy do nich podszedł.
- Mogę się dosiąść?- zapytał sucho.
Gość
Wysłany: Wto 12:38, 19 Lip 2011
Temat postu:
Elanvirell
Zawsze była pewna swej mocy. Do tej pory była pewna swych umiejętności. Czy to kara za pychę? Czy to kara za pewność? Zawsze pamiętała o swoim darze i była pełna pokory. Przynajmniej tak myślała. Na początku był straszliwy żar, który przeradzał się w pieczenie, palenie, ból. Chciała wtedy krzyknąć z bólu, lecz miała wrażenie, że gorące powietrze wypaliło jej krtań. Niektórzy wierzyli w piekło – czy ono tak właśnie wygląda? Cały czas miała nadzieję złożyć, dokończyć czar, jednak... To było niewykonalne. Ból... Cierpienie... mimo iż wiele razy była ranna, radziła sobie za pomocą magii, potrafiła się uleczyć. Teraz jednak czuła się jak zamknięta w mrocznym pomieszczeniu, w którym nie było ni światła, ni dźwięków. Pamięta jeszcze oprócz gorącego powietrza, płomienie i wybuch. Wtedy czuła ból... Wtedy nie mogła nic zrobić... Teraz już nie czuje nic. A może to tylko sen? Miała wrażenie jakby była zdrowa, lecz zupełnie gdzie indziej. Gdzieś, gdzie jest wiele ścieżek a za razem nie widać żadnej drogi. Pustka... Czy to śmierć? Czy to ostatnia nauka, którą dostała od życia? Tylko dlaczego tak szybko? Gdyby była w stanie płakać to właśnie teraz zwinęłaby się niczym małe dziecko i płakała. Jednak nie potrafiła wylać nawet jednej łzy. Potworna cisza... Wcześniej słyszała trzaskanie ognia i odgłos wybuchu... Ciemność... Ostatnie co widziała to płonące ubranie i dło... Gdyby mówiła zapewne głos zadrżałby jej. Dłonie... Paląca się skóra, czerniejąca w szybkim tempie. Gdy już spaliła się skóra nie czuła bólu. Jak to możliwe? Zginąć od pożaru? Przecież... To nie mógł być zwykły pożar. Znała ogień, tak samo jak i wodę, ziemię i wiatr. Przecież ogień żywi się powietrzem, zaś z czego składa się wiatr? Ponownie sobie przypomniała starą prawdę o harmonii i niezachwianym kręgu przyrody. Nic w przyrodzie nie ginie – tak mawiają ludzie. Gdyby mogła uśmiechnęłaby się właśnie. Nawet nie wiedzą jak wielką prawdę przytaczają tak mimowolnie... Egoistka – skierowała wyrzut do siebie. Gdzie jest Bari? Mam nadzieję, że żyje... Że żyje i że nic mu nie jest... W końcu to ja byłam tu pierwsza... Bari... Tu jest taki spokój... Jeżeli tak po śmierci jest pięknie, gdyż jest taki spokój... Tylko... Tak okrutnie tu pusto... A jeżeli... Jeżeli ja żyję? To gdzie ja jestem?... Bari! Gdzie jesteś?! - Krzyknęła w pustkę i ciemność.
Lamarath
Wysłany: Wto 12:04, 19 Lip 2011
Temat postu:
Baltazaar
- Młodzieńcza głupota - zaczął niespodziewanie. - Wszyscy mi odradzali tą wędrówkę. Wszyscy, którzy mieli jakiekolwiek pojęcie czym może to grozić. Wydaje mi się, że patrzysz na tą sytuacje trochę zbyt... szeroko. Nie mam na celu zbawiać świata czy miasta przed Bestią. Jeśli się nie mylę, cała ta Bestia to małe wystraszone dziecko, które nie ma pojęcia, co się z nim dzieje. Kiedy czuje się zagrożone ze wszystkich sił pragnie bezpieczeństwa i jego pragnienia się spełniają, choć w potworny sposób. Sam byłem takim dzieckiem, zanim nie znaleźli mnie kapłani... - pokręcił głową przemierzając stare ścieżki wspomnień. - Zabiją ją, wcześniej czy później. Jest to tym pewniejsze, że prawdopodobnie ktoś ją wykorzystuje. Przywoływanie jest zbyt skomplikowane żeby wykonywać je spontanicznie. A wcześniejsze ofiary były na pewno przypadkowe. Tylko w teraz, w tym domu, było widać intencje. Komuś się nie podobał właściciel tegoż mieszkania, komuś kto zna się na potworach na tyle by przekazać tę wiedzę dziecku w sposób trafiający do wyobraźni. Nie mam pojęcia co jeszcze może wypluć tak dotknięty umysł. Ty sypiesz nazwami z rękawa, a ja nawet nie wiem, o czym do mnie rozmawiasz.
- Nie ma co owijać w bawełnę - odezwał się inny głos kapłana. Dochodził z kubka Sill, w którym akurat odbijała się twarz Baltazaara. - Nie da sobie rady sam.
Uprzedzając zaskoczenie jakie wywoła na pewno to nagłe pojawienie mężczyna powiedział:
- Tyle jeśli chodzi o szwędanie się po świecie. Poznaj Odbicie. To jest to coś, co pilnuje, abym nie narobił przypadkiem kłopotów...
Odbicie uśmiechnęło się z zadowoleniem na te słowa.
Gość
Wysłany: Wto 11:37, 19 Lip 2011
Temat postu:
Sill
- Może przeżyję, może nie... - mruknęła kobieta, dla której wszelkie wyroki pozostawały nieznane, a swoją ścieżką starała się kroczyć najlepiej jak potrafiła.
- Myślę, że nie znalazłeś się tu bez powodu. Świat dąży do równowagi... nie jestem kapłanem, nie mam wiedzy z ksiąg....ale jeśli jakaś część świata zaczyna przeważać nad innymi, to reszta dąży do tego, by znów nastała odwieczna, chwiejna stabilizacja. Wydaje mi się, że ty możesz to powstrzymać... bo ty masz równie potężne możliwości jak Bestia. I dlatego tu jesteś. - mówiła spokojnie – zauważ, że to ty przyszedłeś do niej, nie ona do ciebie. Bo to ona burzy porządek, nie ty, choć obydwoje się 'szwendacie'. Nie sugeruję nic takiego, nie podoba mi się niszczenie, któremu nic nie jest stanąć na drodze. To miasto to mikroświat, który zostanie pochłonięty, jeśli czegoś się z nim nie zrobi. I wtedy albo się wszystko tu skończy, albo niczym choroba powędruje dalej... Ale to tylko twój wybór, co zrobisz. Nikt nie może nakazać nikomu walki z czymś takim. Pamiętasz tych, co siedzieli z nami.... jak ochoczo chcieli pomóc... po tym co widziałam, nie wiem... czy ktokolwiek może pomóc. Jakie ja mam umiejętności na wprost tego, co tu zamieszkało? Dobre na kwezala, widłogona, nawet na szarą bestię.... ale na to? - nawet nie to, że się bała. Czuła się bezradna. Nie chciała zagłady miasta. Zwykle odchodziła, gdy nie chciano jej zapłacić, ale zwykle ci którzy nie chcieli zapłacić mieli inne możliwości. Teraz... wydawało się, że 'inne możliwości' zostały zredukowane do minimum. W dodatku ton kapłana zmienił się i Sill uznała, że widocznie nie powinna była rozładowywać sytuacji żartem, a przynajmniej nie taki. Cóż, nie znali się przecież prawie wcale, choć jednocześnie przynajmniej on wiedział o niej znacznie więcej, niż ktokolwiek.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin