Forum www.wiezaexusa.fora.pl Strona Główna www.wiezaexusa.fora.pl
Forum Klubu Fantastyki Wieża Exusa
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Powrót
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wiezaexusa.fora.pl Strona Główna -> Sesje Aktywne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lamarath
Administrator



Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock

PostWysłany: Pon 19:10, 27 Cze 2011    Temat postu:

Baltazaar

Rozmowa siedzących przy stoliku przywołała uśmiech na twarz kapłana. Widać było, że wesoła z nich gromadka. Aż strach pomyśleć, co by było, jakby opróżnili jeszcze kilka gąsiorów wina. Baltazaar nie miał jednak nastroju, na rozmowy o 'nożach' czy innych elementach z kobiecej zbrojowni, mając w pamięci wyraz twarzy karczmarza, na wspomnienie o morderstwach. Kiedy miał już odpowiedzieć Sillvie na zadane pytanie, Anya przyniosła jego wino. Gestem poprosił rozmówczynię o wybaczenie i dał jej znak, że za chwilę wrócą do rozmowy.
- Dziękuję, moja droga - rzekł do dziewczyny, która podała mu gliniany kubek z czerwonym napojem. Anya była bardzo młoda, nie miała więcej jak szesnaście lat.
- Spodziewasz się dziecka - było to bardziej stwierdzenie faktu, aniżeli pytanie. Zaskoczenie na twarzy dziewczyny potwierdziło przeczucie Baltazaara, drżenie Ścieżek Losu. Po młódce nie było jeszcze niczego widać, a przynajmniej żaden mężczyzna by niczego nie zauważył.
- Proszę, Panie, tylko nie mów karczmarzowi. Nie pozwoliłby mi pracować, a potrzebuję zarobku...
- Nie bój się, czeka go długie życie.
Zaskoczenie i lęk przerodziło się w uśmiech, na który kapłan odpowiedział tym samym. Widać było wyraźnie, jak te słowa ją uszczęśliwiły. Dziewczyna dygnęła najlepiej, jak tylko potrafiła i oddaliła się do swoich obowiązków.
Baltazaar zwrócił na powrót swoją uwagę w stronę kobiety.
- Wybacz, ale nie byłoby innej okazji... - enigmatyczne wyjaśnienie zdawało się być dla kapłana całkiem naturalne, jakby to, co zrobił, było najzwyklejszą oczywistością. - Wracając do twojego pytania... Co mnie tu sprowadza? Bestia z Orgonu. - Baltazaar użył tego popularnego wśród gminu określenia. Miasto miało swoje legendy, a sytuacja taka jak ta, kiedy ludzie umierają w niewyjaśniony sposób, a władze są bezsilne, sprzyja ich powstawaniu. - Nie wiem, jak pilnie śledzicie wieści i wydarzenia, ale od kilku tygodni Orgon znajduje się w kryzysie. Jako, że wszyscy jesteśmy przed śniadaniem mogę oszczędzić wam szczegółów Po prostu w karczmie najłatwiej o lokalne pogłoski, które są mi w tym momencie niezbędne. Wierzę, że jestem w stanie pomóc, więc muszę spróbować. Ludzie nie muszą cierpieć bez powodu.
Mężczyzna nie wiedział, czy towarzyszący mu panowie są miejscowymi, czy podobnie jak kobieta przybyli do miasta w interesach. Niewyjaśnione śmierci w Orgonie były znane w okolicy, ale upłynęło zbyt mało czasu, aby wieść o nich dotarła do granic prowincji Ghanes. Podczas ciszy, jaka zapadła na chwilę przy stole, kiedy skończył mówić, kapłan ściągnął z głowy kaptur odsłaniając długie ciemnobrązowe włosy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 17:19, 28 Cze 2011    Temat postu:

Elanvirell (+Baridal)



Gdyby ktoś wyjrzał przez okno karczmy mógłby zobaczyć dwie postacie kierujące się do drzwi. Jedna osoba wysoka i smukła ciągle zdejmowała kaptur mimo iż lało jak z cebra. Druga postać nieco niższa, lecz zdecydowanie dobrze zbudowana zdawała się być bardzo opiekuńcza wobec pierwszej, gdyż wciąż próbowała uchronić ją od deszczu co raz nasuwając wielki kaptur na jej głowę. Pierwsza osoba zdawała się cieszyć z deszczu. Lecz cóż takiego w tym jest? Jedynie rolnicy mogą cieszyć się z takiego wydarzenia, gdyż dzięki niemu będą mogli zebrać lepsze plony. Dla niemalże wszystkich innych jest to dobra przyczyna do złapania jedynie zapalenia płuc. Pierwsza postać zwinnie wywinęła się spod ręki chcącej nasunąć kaptur i zaczęła wręcz tańczyć w deszczu kręcąc się wkoło, wystawiając twarz ku niebu. Druga osoba zrezygnowała i jedynie pokręciła głową. U pierwszej osoby dało się zauważyć kostur, którym podpierała się idąc. Teraz jednak rozłożyła ręce i spojrzała ku niebu. Zdecydowanie zachowanie pierwszej osoby mogło wydawać się co najmniej dziwne. Na chwile postacie zniknęły za oknem, by wejść do karczmy. Ogromna silna ręka podtrzymała drzwi, gdy pierwsza postać weszła do karczmy. Smukła wysoka uśmiechnięta elfka rozglądała się wokół swymi niebieskimi oczyma szukając wolnego miejsca. Długie blond włosy mokre od deszczu przylepiły się jej do ciemnego płaszcza szczelnie owiniętego wokół jej ciała oraz krótsze kosmyki do twarzy. Dziewczyna zebrała włosy z twarzy. Elfka zdawała się mieć na oko siedemnaście lat, z pewnością nie więcej. Jej bracia mogli przypuszczać, iż elfka jest w wieku około dwudziestu kilku lat. Jednak z zachowania miało się wrażenie, że mogłaby w tej chwili nie mieć nawet piętnastu. Dziewczyna rozglądała się uśmiechnięta po karczmie. Na chwilę przymknęła oczy, by wciągnąć smakowity zapach pieczystego. O dziwo uśmiechnęła się jeszcze bardziej, choć wydawało się, iż jej entuzjazm nie może być jeszcze większy. Jednak z czego dziewczyna mogła się tak cieszyć? Dla kogoś obok mogłoby wydawać się, że może elfka jest niespełna rozumu. Jednak jej mądry i bystry wzrok przeczyły o tym tak samo jak i kostur w jej dłoni. Przedmiot ten był wykonany z niezwykłą precyzją. Kostur wykonany z metalu wyglądał na ciężki i nieporęczny, jednak elfka dźwigała go bez większego wysiłku. Od dołu do góry najpierw pionowo biegły cztery ścieżki wznoszące się ponad okrągłą powierzchnią. Każde wzniesienie miało inny kolor – niebieski, czerwony, zielony oraz biały. Im wyżej owe ścieżki zaczęły zakręcać się wokół trzonu kostura ściśle do niego przylegając. Na samej górze znajdowała się stożkowata bryła. Był to kryształ górski połyskujący niebieskawo. Bryła była jakby chroniona przez dwa białe skrzydła otaczające ją, obok których jakby wyrastały z fali oceanu i jęzorów ognia dwie gałęzie z zielonymi liśćmi. Widać było, iż w wytworzenie tego przedmiotu wiele pracowano, zaś efekt był niesamowity. Blask kryształu zdawał się wręcz hipnotyzować, zaś liście zdawały się świeże niczym te na krzewach wiosną. Skrzydła okalające bryłę w każdej chwili mogły się poruszyć. Niebieskie fale o spienionych grzywach zdawały się co raz dobijać do podstawy kryształu, zaś ogień jakby chciał go strawić. Osoba znająca się na tworzeniu tego typu przedmiotów mogła być pewna, iż kostur został wykonany przez wprawionego rzemieślnika jak i wspaniałego maga. Dziewczyna usłyszała chrząknięcie za sobą
- Elanvi może byś się podsunęła?
Zapytał właściciel potężnej ręki trzymającej teraz drzwi do karczmy.
- Moknę tu.
Dodał ostrzejszym tonem. Elfka postąpiła kilka kroków oglądając się za siebie z troską.
- Przepraszam Bari...
Rzekła tonem skarconego dziecka. Jednak po chwili dodała w żartach.
- Powinieneś się hartować braciszku. Inaczej starczy lekki podmuch wiatru, żeby Cię złamać jak delikatną gałąź. Poza tym... Bari to tylko deszcz i to jaki wspaniały!
Elfka ponownie uśmiechnęła się szeroko i zaczęła rozglądać po karczmie.
Mężczyzna jedynie westchnął i zsunął kaptur z głowy. W pomieszczeniu było ciepło, lecz przede wszystkim... sucho. Osobom będącym w karczmie ukazała się twarz, której z pewnością nikt nie chciałby zobaczyć w ciemnym zaułku. Można było przypuszczać patrząc na nieznajomego, iż jego twarz będzie ostatnim, co się zobaczy. Mężczyzna był bardzo dobrze zbudowany. Można było to stwierdzić mimo iż jego ciało skrywał teraz gruby płaszcz. Ostre rysy twarzy, przenikliwy wzrok głębiej osadzonych szaro-błękitnych oczu spoglądało na osoby w karczmie przenikliwie, uważnie, ostrożnie śledząc każdy ich ruch. Z pewnością tego człowieka lepiej byłoby mieć za przyjaciela, niż za wroga. Czarne włosy sięgające szczęki mężczyzny zostały teraz odgarnięte przez potężną rękę i zaczesane do tyłu. Mężczyzna miał kilkudniowy zarost. Gdy już nie zauważył potencjalnego zagrożenia spojrzał na stojącą przed nim elfkę i... Jakby się uśmiechnął? Jednak tego nie można było nazwać uśmiechem, gdyż jego kąciki ust lekko podniosły się. Dla kogoś obok to z pewnością nie był uśmiech w szeroko pojętym znaczeniu. Miało się wrażenie, że patrząc się na dziewczynę nieznajomy „uśmiecha” się do swoich myśli. Jednak patrząc na mężczyznę można było odnieść wrażenie, iż lepiej go o nie nie pytać.
Elfka zauważyła rozstawiających się grajków. Odwróciła się szybko do mężczyzny.
- Patrz Bari muzycy!
Powiedziała z niesamowitym entuzjazmem, wręcz wcisnęła kostur mężczyźnie i ruszyła w stronę grajków z szczerym uśmiechem na twarzy i radością w niebieskich oczach. Mężczyzna wyciągnął dłoń jakby chcąc zatrzymać elfkę, jednak z rezygnacją ją cofnął chwytając kostur. Podszedł za dziewczyną jakiś kawałek, stanął opierając się o ścianę i obserwując zarówno elfkę jak i jej otoczenie.
Spod płaszcza dziewczyna wyciągnęła niewielką lutnię, lecz dobrze wykonaną, zdobioną oraz zadbaną. Stanęła przed grajkami i lekko się skłoniła.
- Witajcie nazywam się Elanvirell Navoidille, lecz możecie na mnie mówić po prostu Elanvi. Czy mogłabym z Wami zagrać?
Elfka postała im szczery i uroczy uśmiech. Kobieta i mężczyzna początkowo spojrzeli na nią niechętnie, jednak elfka miała w sobie coś, co spowodowało, iż się zgodzili. Dziewczyna pomyślała, że może warto najpierw pokazać, iż wie co to lutnia i wie jak jej używać, zatem siadła i zaczęła grać. Była to melodia szybka i radosna. Dziewczyna zaczęła śpiewać. Jej głos był czysty i miły dla ucha. Śpiew zupełnie nie pasował do młodej elfki. Brzmiał jak głos osoby bardziej doświadczonej i z pewnością często śpiewającej. Być może dziewczyna wyśpiewywała swe zaklęcia? Jej kostur niewątpliwie świadczył o tym, iż była magiem. Gdy grajkowie podchwycili melodię elfka wstała i zaczęła wyciągać osoby zza stołów do tańca. Goście opierali się i niechętnie reagowali na te próby, jednak entuzjazm dziewczyny udzielał się nawet najbardziej opornym osobom. Nawet karczmarz zaczął po jakimś czasie wesoło tupać nogą w rytm muzyki, chociaż wcześniej miał ochotę podejść i uspokoić towarzystwo. Nawet dziewka wracająca od stołów dała się wciągnąć w wir tańca. Elfka tanecznym krokiem udała się do stołu, przy którym siedziały cztery osoby zajęte rozmową. Dziewczyna uśmiechnęła szeroko i podeszła do kobiety, która siedziała najbliżej. Elfka skłoniła się lekko i uśmiechnęła zachęcająco.
- Witajcie! Przyłączcie się z nami do wspólnej zabawy!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lamarath
Administrator



Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock

PostWysłany: Czw 10:55, 30 Cze 2011    Temat postu:

Baltazaar
Pogrążony w myślach kapłan nawet nie zauważył, kiedy w głównej Sali karczmy rozpętało się piekło. Odgłosy rozbawionych ludzi zagłuszyły jego myśli i na chwilę stracił orientację. Kontrast, jaki dostrzegł w sytuacji miał pewną symbolikę, która mogłaby wiele powiedzieć o jego najbliższej przyszłości. I przyszłości miasta. Zachował te spostrzeżenia dla siebie, gdyż nikt spoza kościoła Pana Losu nie zrozumiałby ich. Tylko nieliczny byli świadomi Wielkiej Prawdy, że wszystko jest połączone, a jeszcze mniej było tych, którzy potrafili przewidzieć konsekwencje tych połączeń. Wśród kapłanów Losu najwięcej było tych, którzy dostrzegali wzorzec w chaosie.
Mężczyzna patrzył do kubka z winem planując swój kolejny krok, kiedy do ich stolika podeszła młoda dziewczyna. Odbicie twarzy kapłana uśmiechnęło się dziko. Choć nie wypowiedziało ani słowa Baltazaar zrozumiał przekaz. Podniósł wzrok na nieznajomą i przyjrzał jej się uważnie. Musiał być jakiś powód, dla którego Odbicie zwróciło na nią jego uwagę. Już nie raz kapłan przekonał się, że „ten drugi on”, żyjący za bramami Lustrzanego Świata, wie i czuje o wiele więcej.
Dziewczyna była jeszcze dzieckiem. Za parę lat będzie nie będzie się pewnie mogła opędzić od mężczyzn, lecz teraz, jak mniemał kapłan, zainteresują się nią jedynie chłopcy i wyrafinowane skurwysyny o niecnych intencjach. Jednak nie to było najważniejsze. Kiedy coraz to kolejne zasłony opadały pod studiującym spojrzeniem Baltazaara, poszczególne fakty i przeczucia zaczęły do siebie pasować i po dłuższej chwili zainteresowanie Odbicia było jasne. Uśmiechnięta, niepozorna i słodka dziewczynka kryła w sobie nieposkromioną moc. Potęga groźna dla wszystkich wokół wisząca niczym ostrze gilotyny utrzymywane płonącą liną.
Powinna siedzieć w jakiejś dobrej akademii, gdzie mieliby na nią oko przez cały czas, zamiast włóczyć się po traktach. Przez te kilka lat spędzonych w Kręgu Ashaera Baltazaar wiedział, że te kilkanaście lat (bo nie mogła mieć więcej), to za mało, aby opanować niektóre potęgi. A jeśli odbicie zwróciło na nią uwagę, jej moc musiała być znacząca. Nadal nie odpowiadając na zaproszenie, mężczyzna przeniósł wzrok na kostur. Misterne wykonanie i aura świadczyły o biegłości twórcy. I o bogactwie, gdyż sztuka sztuką, ale tania nie była. O wiele prostsze kostury Kapłanów Losu były już dość drogie i tylko dzięki niewielkiej ich liczebności Świątynia nie dawała sobie radę z zaopatrzeniem bez pobierania datków od wiernych. Jeśli kostur miałby przemawiać w imieniu czarodziejki, znaczyłoby że jest elementalistką. Było to pewne pocieszenie dla Baltazaara, gdyż magia elementalna była jedną z mniej destrukcyjnych dla swego dzierżyciela. Była wolna od ambicji i nie starała się dominować, w przeciwieństwie do bardziej pierwotnych mocy. Może dlatego dziewczyna jeszcze żyje.

Marcus

Boczne uliczki były znacznie spokojniejsze od głównego traktu, który prowadził na Rynek, dlatego Marcus zawsze starał się wybierać właśnie taką drogę. Od kilku dni szukała go połowa miejskiej straży, tylko dlatego, że druga połowa uganiała się bezowocnie za jakimś potworem. Może trzeba było nie wyrywać tchawicy tej ostatniej? – myślał przechodząc obok jakiegoś składowiska odpadków. Marcus lubił krew i lubił jak mówiono o nim w karczmach. Wprawdzie mógł zaspokajać swoje potrzeby w bardziej cywilizowany sposób, ale wtedy byłby jednym z wielu. A on wolał być wyjątkowy. Dlatego robił rzeczy, które nie śniły się nawet przeciętnemu człowiekowi i wiele się przez to nauczył. Fascynujące było, jakie niezwykłości kryje się pod ludzką skórą i kośćmi.
Prze uchylone okno w pobliskim przybytku wydostawały się przyjemne dla ucha dźwięki i odgłosy zabawy. Marcus uśmiechnął się do siebie. Lubił zabawy, lubił poznawać ludzi. Nie myślał długo zanim zdecydował się do niej przyłączyć.
Idąc w stronę karczmy dostrzegł coś kątem oka w mijanym przesmyku między budynkami. Już chciał to zignorować, kiedy usłyszał ciche łkanie. Cofnął się o dwa kroki i spojrzał w głąb przesmyku. Serce zabiło mu mocniej a krew w żyłach popłynęła szybciej z podniecenia.
Dziewczynka miała może siedem lat. Była cała brudna i ubrana w łachmany, które najpewniej ukradła. Była jednak niebywale śliczna. Rysy twarzy były harmonijne i delikatne, a oczy zalane łzami wyglądały jak dwa drogocenne szafiry zanurzone w płynnym diamencie. Marcus oblizał wargi i powoli zbliżył się do dziecka.
- Czemu płaczesz dziecinko? Potrzebujesz pomocy?
Dziewczyna nie odpowiadała patrząc się tylko smutnym pustym wzrokiem w nieznajomego mężczyznę.
- Pewnie jesteś głodna – wyjął z kieszeni kawałek podsuszonego sera. W oczach dziewczynki pojawił się błysk, kiedy patrzyła na jedzenie. Była głodna jak diabli. Nie spuszczała wzroku z sera, a kiedy go jej podał wzięła go nieśmiało i szybko włożyła do ust.
- Chodź ze mną, w domu mam więcej jedzenia. Najesz się do syta, sam i tak tego nie przejem, a po co ma się marnować. Patrzyła na niego podejrzliwie, ale wiedział, że walczy sama ze sobą. Nie naciskał, wtedy wszystko by było stracone... Wyciągnął tylko do niej pomocną dłoń i czekał, aż ją przyjmie. Jego niewinnie wyglądająca twarz znacząco pomagała w tej sytuacji. Minęło sto dwadzieścia uderzeń serca i mała dłoń dziewczynki chwyciła rękę Marcusa. Prowadził ją skrótami, ale niezbyt daleko, ciesząc się w duchu ze swojego szczęścia. Taki kąsek dawno mu się nie trafił.
W następnej wąskiej uliczce jasna krew zrosiła ubitą ziemię i kamienne ściany, a towarzyszył temu tylko cichy, słaby, przytłumiony głos. Nastało południe...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 16:24, 30 Cze 2011    Temat postu:

Shavel

Wejście elfki nie umknęło uwadze Shavla. Mimo rozmowy ciągle wszystko obserwował. Był to jego stary nawyk. Jednak zaskoczyła go swym wejściem. Ludzie mogli tego nie widzieć, ale on widział aż za dobrze. To jeszcze dziecko i to młode. Takie jak ona siedzą w domu pod pieczą rodziców, z dala od wielkiego świata. Zaraz jednak zauważył wielkoluda, jaki za nią wszedł. Z twarzy wyglądał na takiego, co na jego twarzy goszczą tylko dwie miny- wściekła i bardzo wściekła. Młódka wyglądała przy nim jak mysz przy słoniu. Był cały przemoknięty. Mruknął z dezaprobatą. Kolejna piękna i bestia... Kolos o usposobieniu potwora i zakochana w nim nastolatka, która była wcale ładna. Tylko jej wiek nie spodobał się Shavlowi. Ze wszech miar nienawidził takich typów. Jakby ktoś wyciągnął łapska do Liliel... no, raczej by mu je uciął. I nie tylko je.
A potem zauważył coś, co raz dwa wyprowadziło go z błędnego założenia.
Kostur.
Było to prawdziwe dzieło arcymistrza. Zapewne by mu się spodobał. Lecz było jedno ale- takich kosturów nie noszą byle chłopki. Musi być czarodziejką a ten kolos to jej pomagier, bądź sługa. Mała elfica z bogatego rodu. Jak wcześniej z zainteresowaniem ich oglądał, tak teraz patrzył na nich chłodno. Po tym, jak wyjęto mu pół roku z życia po spotkaniu z takim jednym i cudem odratowano go to nie pała do nich wielką miłością. Nie, Shavel się ich nie bał ani nie szykował swego ukochanego noża o wężowym ostrzu do użycia przeciw takowemu magikowi. Po prostu ich moc budziła w nim respekt. Podchodził do takich osób z ogromnym dystansem. Ale że też takiej młodej pozwolono iść w świat- zamyślił się- musi mieć albo wielką moc albo tak małą, że nie warto jej szkolić. Patrząc po kosturze domyślał się, że ta pierwsza opcja jest prawdziwa.
Mniejsza o nich. Wrócił do rozmowy z Sill. Miło się z nią rozmawiało pomimo "noży". Kapłan zaś ciągle siedział zamyślony, jakby był w świątyni na modłach. Dobrze więc się stało, że muzycy w końcu rozpoczęli grę i każdy dał się jej jakoś owładnąć. Tylko znowu było "ale". Patrząc na grającą osobę zauważył elfkę. Mag, muzyk i co jeszcze?- mruknął. Choć musiał przyznać, że gra bardzo przyjemnie na swojej lutni.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 13:22, 01 Lip 2011    Temat postu:

Sillvie

Odwieczny dualizm. Śmierć zbiera swoje żniwo, a obok rodzi się nowe życie. Przy stoliku pojawia się widmo krwiożerczej bestii, a jakaś elfia młódka obudziła w karczmie zabawę. I to obudziła skutecznie. Muzyka potrafiła poruszyć, skraść duszę i myśli. Sill wiedziała o tym świetnie. Kochała muzykę, ale nigdy nie przepadała za tańcem. Nie takim, jaki tu zaczęli co poniektórzy uskuteczniać. Wyćwiczone kroki, wystudiowane obłapki. W tym nie było ognia. I choć czuła, jak dźwięki przenikają ciało próbując porwać ją w szaleństwo, nie miały siły, by się w nich zapomniała. Po prostu miejsce nie pasowało. Gdyby ci nieszczęśnicy tańczyli tak jak ona w noc przesilenia w górach Rahha z ludźmi skał, gdyby bębny zespoliły się z biciem serca, a ognie ognisk z ogniami dusz, to nie oparłaby się pokusie. Gdyby po nagich ciałach spływał pot zmieszany z oliwą, a w oczach szaleńczym błyskiem tańczyły płomienie. Gdyby... tu nie było gdyby... nie potrzebowała substytutu. Pokręciła z uśmiechem głową. Odmowa była tyle uprzejma, co oczywista i znów popatrzyła na kapłana. Mimo uśmiechu szare oczy były poważne.
- Bestia? - spytała nieco głośniej, by nie zagłuszyła słów muzyka. - Coś zabija tutejszych? - nie słyszała, ale też jej tu nie było i nie miał kto jej plotek szepnąć do ucha. - Prawdziwa bestia, czy człowiek? - w końcu bestie mogły mieć różne formy. I niestety ta najgorsza była ludzka, bo najłatwiej było się jej ukryć w społeczeństwach. A krążące wśród plebsu legendy potrafiły obrosnąć łuskami, zębami i śluzem nawet nie wiadomo kiedy. Przy dokładniejszym sprawdzeniu okazywało się jednak, że nie ma na co polować. Że to czarna dusza, a nie ewentualny okaz, który można sprzedać jakiemuś nawiedzonemu magikowi. Co nie zmieniało faktu, że ciekawiło ją to. Miała olbrzymią wiedzę o zwierzętach i stworach wszelakich, ale doskonale wiedziała, że wielu rzeczy jeszcze nie wie. Że zło potrafi przybrać najbardziej fantastyczne i niespotykane kształty i tylko od jej zainteresowania zależy, czy kiedyś jakaś zaniedbana wiedza się nie zemści.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 14:07, 01 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lamarath
Administrator



Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock

PostWysłany: Pią 14:30, 01 Lip 2011    Temat postu:

Baltaazar

Coś w oczach kapłana zmieniło się, kiedy powrócił ze świata swoich myśli do rzeczywistości. Niezamierzenie wpadł w pułapkę wzorca, pozwalającą Kapłanom Losy przewidywać najbliższą przyszłość z chaosu wokół nich. Chciał tego spróbować, ale trochę później, kiedy będzie miał więcej informacji, aby nie błądzić zbyt długo. Na szczęście słowa brązowowłosej kobiety wydobyły go na powierzchnie.
- Bestia czy człowiek - zaczął poważnym tonem - co za różnica? Czymkolwiek by nie była musi zostać powstrzymana - po chwili ciszy, podczas której mężczyzna pociągnął łyk wina, mówił dalej. - Jestem tu po to, żeby dowiedzieć się więcej. Na razie wiem tylko tyle... - zawahał się uważnie spoglądając na wszystkich w pobliżu stolika - ...że w podczas ceremonii pogrzebowej ofiary trzeba było trzymać w wiadrach albo skórzanych workach. Niewiele po nich zostało. Ich tożsamość można było stwierdzić tylko na podstawie porozrzucanych wokół przedmiotów. Tak więc, jeśli to człowiek, to nie wiem czy w dalszym ciągu można nazywać go tym mianem. Taka... - zastanowił się chwilę, jakie słowo najlepiej by tu pasowało - finezja wykracza, moim zdaniem, poza ludzkie umiejętności.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 14:58, 01 Lip 2011    Temat postu:

Elanvirell

Elfka nie poddawała się. Patrząc na towarzystwo siedzące przy tym stoliku i na ich reakcje co najmniej nieentuzjastyczne postanowiła spróbować jeszcze raz.
- Witajcie zacni goście tejże karczmy...
Zamyśliła się chwilę spoglądając po ścianach owego przybytku w poszukiwaniu podpowiedzi. Jednak po chwili wspomnienie rozjaśniło jej umysł. Kontynuowała.
- O wdzięcznej nazwie Pod Dwugłowym Rarogiem.
Powiedziała elfka dumna ze swojej pamięci.
- Nazywam się Elanvirell Navoidille.
Dziewczyna skłoniła się. Ukłon miał wyrazić szacunek dla nieznajomych, lecz nie miał przejawiać swego rodzaju oddania, czy podporządkowania się z jej strony. Ot zwykły ukłon, którym raczy się nowo poznane osoby, lub te wyższe rangą. Zaprawdę dziwne, iż wykonała taki ukłon. Nie znała tych osób, nic o nich nie wiedziała, zaś patrząc pod względem jej umiejętności, nie wieku często to właśnie jej powinni się inni skłaniać jako magowi. Jednak widać, iż elfka jest bardzo otwarta na innych. Czasami magowie byli gorsi niźli zaraza. Uważali się za nadludzi dzięki swym umiejętnościom. Jednak magii nie byłoby, gdyby nie energia w niej wykorzystana. Ta zaś nie pochodziła przecież od człowieka. Widocznie elfka była albo naprawdę kiepskim magiem, albo miała wiele pokory. Patrząc na jej charakter i entuzjazm chciałoby się postawić cały swój dobytek na to, iż jest to pierwsza opcja. Jednak ów ukłon w jej wykonaniu wyglądał niezwykle szczerze.
- Jednak możecie na mnie mówić Elanvi.
Elfka uśmiechnęła się uroczo. Dziewczyna chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie wypowiedziała nic. Gdy dobiegło ją słowo bestia, oraz strzępy rozmowy prowadzonej przy stole, nagle jakby cały entuzjazm wyparował z niej niczym z probówki kamfora. Powiedziała bardzo poważnie. Ta zmiana odbyła się w ułamku sekundy i robiła wrażenie. Dziecinna i wręcz przesadnie radosna dziewczyna zmieniła się w poważną, mądrą i wręcz niebezpieczną elfkę. Taka przemiana była dość zaskakująca oraz zastanawiająca. Jedno się nie zmieniło – kultura jej wypowiedzi. Uległy jednak zmianie potoki słów jakby wysychając i tworząc teraz wartki strumień. Gdy ów zmianę zachowania zobaczył jej towarzysz ruszył w stronę elfki niosąc jej kostur w dłoni.
- Wybaczcie mój brak kultury, oraz wścibstwo. Jednak dobiegło mych uszu jedno słowo – bestia. Zaś Niektóre Wasze wypowiedzi świadczyły o tym, iż jest to istota na wskroś zła.
Elfka wbiła wzrok w deski podłogi, by po chwili przesunąć mądrym spojrzeniem po twarzach znajdujących się przed nią.
- Wiem, iż się nie znamy. Jednak chciałabym zaoferować moją pomoc. Jeżeli będę w stanie, lub jeżeli przydałaby się pomoc maga jestem do Waszej dyspozycji.
Ukłoniła się ponownie z szacunkiem, jednak teraz był to suchy, urzędowy gest dopełniający jej słowa.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 15:53, 02 Lip 2011    Temat postu:

Shavel

W duchu podziękował Sill za odprawienie tej magiczki.
- Człowiek, dzięki swej pomysłowości bywa gorszy od jakiejkolwiek bestii- zauważył, pochylając się- Mógłbyś powiedzieć coś więcej, Baltaazarze?- zapytał z zainteresowaniem.
Szczerze mówiąc to pierwsze słyszał, aby w tym mieście grasowała jakakolwiek bestia. Chroniąc karawanę rzadko zatrzymywali się w miastach, a jak już, to myślał o ciepłym łóżku pod drewnianym dachem zamiast płóciennej, przemakającej płachty na wozie. Nie było mu w głowie słuchanie karczemnych plotek i teraz nieco żałował. Bo pewnie jest jakaś nagroda za głowę tego czegoś, co sieje w tej mieście postrach.
Odwrócił się do elfki. Ta młodociana czarodziejka chyba nam nie odpuści- pomyślał tak, jakby bycie młodym magiem było równoznaczne z byciem przestępcą. Choć przynajmniej nie wymagała niczego z racji statusu. O dziwo nawet oferowała swoją pomoc. Chyba lepiej mieć magika po swojej stronie niż jako wroga... ale trzeba będzie mieć ją na oku.
- Jeśli chcesz, to usiądź- rzekł obojętnie, wskazując miejsce obok siebie. niestety było to już ostatnie miejsce, gdzie ktoś mógł się wcisnąć, co mu się wcale a wcale nie podobało.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lamarath
Administrator



Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock

PostWysłany: Pon 11:34, 04 Lip 2011    Temat postu:

Baltazaar

Mężczyzna uśmiechnął się, choć w tym uśmiechu próżno było szukać wesołości.
- To miłe z twojej strony, że tak bez zastanowienia rzucasz się przeciw siłom, których nie znasz i nigdy nie spotkałaś – rzekł kapłan patrząc w oczy czarodziejki. – Ale niezbyt mądrze jest wydawać sądy bez mocnych podstaw, do których zasłyszanych przypadkiem słów zaliczyć nie można. Sam niewiele wiem – teraz mówił już do wszystkich – więc nie mogę z całą pewnością stwierdzić, czy mamy tu do czynienia ze złem, czy tylko z niezrozumieniem. Oberżysta miał mi udzielić bliższych informacji i pokierować do kogoś, kto mógłby wiedzieć coś więcej, ale chyba muzyka sprawiła, że zapomniał o problemach... Może to i lepiej, w sumie. Tak czy inaczej w przeciągu trzech tygodni osiemnaście osób straciło życie. Przekrój ofiar jest diametralny, od córki miejscowego rzeźnika, po drużynę straży miejskiej podczas nocnej zmiany. Z tego co wiem, żadne z nich nie było stanu szlacheckiego. Może ma to jakieś znaczenie, może nie... Bez zbadania miejsca zbrodni nie mogę powiedzieć wiele więcej.
Kapłan zamilkł na chwilę zastanawiając się czy powiedzieć więcej. Byli obcy, nie zrozumieliby.
- W mieście mojego dzieciństwa, ponad dwadzieścia lat temu, miały miejsce podobne zdarzenia. Dlatego zdecydowałem zająć się tą sprawą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 13:21, 04 Lip 2011    Temat postu:

Sillvie

Sill nie dziwiło, że 'bestia' wzbudziła takie zainteresowanie. Każda takie wzbudzała. Nie ważne, czy to był mąż katujący żonę, maniakalny morderca czy oszluzg. Krew, strach... to od zawsze karmiło plotki i urastało czasem do rangi ciężkiej do wyobrażenia. Jak było tym razem nie wiedziała, ale też nie miała zostać na tyle długo w mieście, by się o tym dowiedzieć. Co ciekawe kapłan chciał sprawdzać informacje w pojedynkę. Odważny... lub mający w zanadrzu coś więcej niż swój kostur. A ta dwójka... elfie dziecko... czy też raczej elfia magini używająca maski dziecka i kolega Casira wdawali się zainteresowani bestią. Dobra ich. Może jak pomogą magowi rozwikłać zagadkę, to nawet coś wpadnie do kieszeni. Ona miała inne rzeczy do zrobienia. Notatki czekały na przeczytanie, Vingo czekał na odwiedziny, też miał się kilku rzeczy dowiedzieć, a on nie lubił czekać na zapłatę. Dopiła swój kielich i wstała.
- Na mnie pora... nie miejsce to na rozmowy o bestiach, ale może karczmarzowi muzyka odpuści i coś jeszcze sobie przypomni, a jak nie... to na pewno strażnicy pomogą, oni też sporo wiedzą, choć nie wszystko w raportach ujmują... - powiedziała spokojnie poprawiając pas - … żyj Casir... i wy żyjcie....
- Idziesz już? A jedzenie? - Casir był autentycznie zdumiony, Sill zwykle jednak wymiatała talerze do czysta zanim postanowiła się pożegnać. Ale on nie wiedział jak palą kieszeń papiery, które jej przekazał.
- Zjem coś później, straciłam apetyt... - uśmiechnęła się - … dbaj o niego. I o to, żeby nie nawiał, bo są strasznie niszczycielskie....
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 15:04, 04 Lip 2011    Temat postu:

Elanvirell

Elanvi grzecznie podziękowała elfowi i usiadła obok. Ucieszyła się widząc jednego ze swoich. Teraz to ona siedziała na skraju, zaś za jej plecami bawili się goście wywołani przez nią do tańca. Dziewczyna w duchu cieszyła się, że oni mogą tak beztrosko się bawić. Jednak znała cenę swego cennego daru. Tak – uważała magię jako dar. To nie było przecież przekleństwo. Gdyby tak było, nie można by tak wiele dobra zdziałać za jej pomocą. Elfka po wysłuchaniu kapłana powiedziała wyważonym tonem.
- Panie nie wyglądacie mi na byle podlotka pragnącego rozpowiadać straszne plotki, przez które ludzie boją się wyjść na ulice miasta nawet za dnia. Wyglądacie bardziej na człowieka czynu, osobę, która interesuje się ową „bestią” z powodu chęci jej pokonania, nie zaś niezdrowej ciekawości. Ja zaś pomagam, gdy tylko mogę. Pragnę Cię zapewnić Panie, iż wiele widziałam w przeciągu swego krótkiego życia. Wiem, że zło może przybrać różną postać. Wiem także, iż w rożnych miejscach i od różnych ludzi można się dowiedzieć ważnych informacji. Także uważałam, iż strzępy zdań usłyszanych od Was warte są sprawdzenia.
Wysłuchała słów kapłana i ponownie zabrała głos, choć tym razem powiedziała z pokorą.
- Wybaczcie mi, iż wywołałam tu takie zamieszanie. Ludzie często są spragnieni radości, nawet o tym nie wiedząc.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, zaś w oczach pojawiło się swego rodzaju ciepło.

W momencie, gdy kobieta żegnała się z osobami siedzącymi przy stole, zjawił się ten sam mężczyzna, który wszedł razem z elfką do karczmy. Najpierw podał dziewczynie jej kostur, następnie skłonił się w strony nieznajomej kobiety w ukłonie pełnym szacunku i pocałował wierzch jej dłoni. Jak na wygląd zbira miał niesamowicie dobre maniery. Potem ukłonił się reszcie towarzystwa.
- Witajcie. Nazywam się Baridal Zicker i jestem przyjacielem tej młodej damy.
W tym momencie spojrzał na elfkę jakby oczekiwał od niej czegoś. Dziewczyna jednak obojętnie spojrzała w stronę Baridala widocznie przyzwyczajona do jego obecności.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 18:42, 04 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 18:33, 04 Lip 2011    Temat postu:

Shavel

- Shavel, miło mi- mruknął elf, mierząc ponurym wzrokiem wielkoluda, po czym zwrócił się do kobiety- Sill... a jakie według Ciebie miejsce jest bardziej odpowiednie do rozmowy od gospody? Miejscowych jest pełno, więc łatwiej się czegoś dowiedzieć...
- Shav dobrze prawi- poklepał wdzięcznie elfa po ramieniu za wstawienie się za nim- zostań jeszcze trochę.
Miał wrażenie, iż ona się po prostu wystraszyła mowy o czymś, co panoszy się po tej mieścinie. Zachował to jednak dla siebie, bo nie wydawała się osobą, która łatwo może się czegoś przestraszyć. Ale będąc szczerym- jeżeli to coś nie jest człowiekiem to znacznie łatwiej będzie to coś upolować z nią. Młodociana czarodziejka może się wystraszyć, jeśli będzie to strasznie obrzydliwa kreatura, a sam z kapłanem... na nim też raczej nie było co polegać. Wyglądał niepozornie, ale może to tylko zmyłka dla ludzi, kto wie. Shavel wolał na to coś polować w grupie niż w pojedynkę, nawet jeśli to przyniosłoby większą nagrodę dla niego, bo nie musiałby się dzielić. Tylko jeśli to jakiś wampir to raczej nie podoła samemu a tak to dwie, trzy osoby byłyby w sam raz. Samotnie na pewno nie zabrałby się za to, bo musi też wracać do Lilien i nie będzie marnować czasu na niepewne pieniądze. Biedna musi się teraz zamartwiać, bo od miesiąca powinien być w domu. Jak wróci to jest pewien, że dostanie mu się od niej.
Może napiszę?- zastanowił się całkiem poważnie. Odrzucił jednak ten pomysł. Nigdy nie pisał a jakby teraz to zrobił to by mogła jeszcze bardziej się zaniepokoić. Tak źle i tak niedobrze...


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 18:34, 04 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 12:38, 05 Lip 2011    Temat postu:

Sillvie

Sill nie myślała o 'bestii' w kategoriach strachu. Po prostu bez sensu było się przejmować i bać czegoś, z czym się nie stanęło oko w oko. Strach potrafił motywować, ale taki 'abstrakcyjny' tylko zatruwał duszę.
- Idę, bo muszę się jeszcze czegoś dowiedzieć. A ta karczma jest w tej chwili odpowiedniejsza do zabawy, więc... nie dajcie się Elanvi prosić, muzyka zawsze się kiedyś kończy – uśmiechnęła się, wzięła pajdkę chleba i zagryzając zgarnęła płaszcz. Szare oczy odrobinę dłużej zatrzymały się na kapłanie. Może on znał ścieżki losu naprawdę? Może potrafiłby i jej pomóc? Może z jego pomocą odnalazła by miejsce, w którym nie musiałaby ciągle udawać kogoś 'normalnego'. Może... a może nie. Może szybciej niż się spodziewała, znalazłaby miejsce w klatce. Odwróciła wzrok i zawiązała rzemyki płaszcza.
- Oby zło, o którym mówicie okazało się słabsze niż się wydaje... zwłaszcza jeśli na nie natraficie... - powiedziała i przełknąwszy ostatni kęs chleba skłoniła lekko głowę na pożegnanie. Droga do drzwi w tę stronę okazała się być znacznie dłuższa, bo i ciężko było manewrować pomiędzy rozbawionymi parami. Można było właściwie użyć pięści i łokci, ale w przypadku Sill wystarczyło zręczne przemykanie. Za drzwiami czekał na nią zimny deszcz. Nic się przez te parę chwil w kwestii pogody nie zmieniło.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 17:22, 05 Lip 2011    Temat postu:

Shavel

- Jeśli to jest problemem, to można zmienić karczmę. Casir pewnie ma gdzieś tu miły domek to można by tam iść... albo osoba, która to zaczęła to zakończy- rzucił za Sill z tonem, który nalegał na jej zostanie.
Miał nadzieję, że się posłucha i ulegnie. I chodziło tu teraz i o nią i o młodocianą czarodziejkę. Znając życie to może grymasić, bo ludzie tańczą a nie po to zaczynała to wszystko, by teraz rozganiać. Ale zawsze można przejść w jakieś inne, ustronne miejsce. Jak zwykle, jest mag, są kłopoty.
- No... powiedzmy, że można iść do mnie- rzekł niepewnie Casir, ale zaraz się szeroko uśmiechnął- trochę mi się żona może burzyć, ale trudno.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 17:23, 05 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 18:27, 05 Lip 2011    Temat postu:

Sill

No tak usilnych prób zatrzymania się nie spodziewała. Właściwie mogłaby odejść i bez słowa, bo w tym tłumie wcale nie musiała słyszeć, co mówią, ale usłyszała, a nie zwykła ignorować rozmówców i potencjalnych pracodawców.
-Muszę coś załatwić, ale wy rozmawiajcie... nie przejmujcie się mną... - prawda była, że mogli gdzie chcieli i na jakie tematy chcieli rozmawiać. Może nawet wzięłaby udział w rozmowie. Ale Ślepy Regon zawsze powtarzał, że czas to pieniądz. Dodatkowo swój czas cenił diabelnie drogo, a jej zwyczajnie zależało na spotkaniu. Bardzo zależało, więc nie było nic dziwnego w tym, że postanowiła zostawić w karczmie przygodnych towarzyszy i odejść. A Casir ją znał. Skoro się uparła, to nie warto było nastawać. Z Sill się znacznie lepiej i efektywniej współpracowało po dobroci.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wiezaexusa.fora.pl Strona Główna -> Sesje Aktywne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin