 |
www.wiezaexusa.fora.pl Forum Klubu Fantastyki Wieża Exusa
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aboshi
Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:00, 13 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Volana
Kobieta ogarnęła obu mężczyzn ciekawym wzrokiem, nazbyt ciekawym, oceniając ewentualny koszt ich stroju. Nigdy jednak nie handlowała odzieniem, toteż zwróciła tylko uwagi na drobne elementy i wspomniane różnice od znanej jej mody. Westchnęła w duchu spodziewając się kolejnego maga, nie tylko po nienaturalnych oczach maga, ale i kostur, ewentualne pochodzenie. W co ona się wpakowywała, to zapowiada się na jakąś opowieść bajarza na progu ulicy. Albo tylko ona ma nadzieję, że w coś takiego jej życie się przemieni. Przynajmniej miałaby inne zmartwienia i konkretny cel.
- Będziemy radzi z kolacji, ale, cóż... obawiam się, że posłaniec też nie będzie mógł z lordem mówić osobiście. - rzuciła na chybił trafił, ale szczerze wątpiła w zdrowy stan posłańca. Zeskoczyła z siedziska i ruszyła by zerknąć do wnętrza wozu.
- Jesteśmy na miejscu. Myślę, że mamy rannego - oznajmiła, widząc leżącego na jej płaszczu posłańca i spoglądając na pozostałą trójkę w wozie.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 15:42, 16 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Merth
Mężczyzna w końcu uporał się z wydobyciem listu, który bezceremonialnie otworzył (a co! znalazł to jego), jeno skalpelem, by móc ewentualnie wykpić się, że pieczęć została przecięta przy wyciąganiu pisma. Zawsze można było pomarzyć, że ktokolwiek w to uwierzy.
Z każdą kolejną częścią obszernego pisma, Merth żałował, iż w ogóle otworzył list. Zwłaszcza ostatnie zdania, głoszące jakoby powiązani z tą sprawą prędzej czy później ginęli, utwierdziły starca w przekonaniu, że lepiej zgrywać głupiego.
- Ciekawe... - Mruknął pod nosem, spod ukosa zerkając na siedzącą obok Wilgę i ułożył obok niej list oraz kopertę, gdy tylko usłyszał rozmowę Volany z mężczyzną. Szybko zebrał swoją torbę i wyskoczył z wozu, gdy kuszniczka pokazała się na jego tyłach.
Gdy dostrzegł białookiego jegomościa, z którym prawdopodobnie rozmawiała Volana, podszedł do niego i rzekł cicho.
- Jeden ranny. Posłaniec. Miał jakieś pismo, ale obecna w wozie pannica zajęła się nim dość sprawnie. - Wyłgał, zaraz też bezczelnie zawieszając wzrok na niezwykłych oczach mężczyzny, jakby próbując w myślach dociec powodu, dla którego tak wybielały. - Noo... - Zaczął w końcu. - To jesteśmy w Horon. Myślę, że dobrze będzie kiedy się pożegnamy. - Wymamrotał, by odwrócić się na pięcie i powoli ruszyć w swoją stronę, cały czas mając w głowie słowa Maga Gwiazd, o wysokim wskaźniku zgonów osób zamieszanych w cały ten bałagan.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lamarath
Administrator
Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock
|
Wysłany: Wto 17:35, 16 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Krommelech
Nagłe pojawienie się starszego mężczyzny zaskoczyło Krommelecha, który cofnął się o pół kroku. Nie minęła jednak chwila, kiedy na twarzy białookiego wymalował się zagadkowy uśmiech.
- Nie mówiłaś, że macie ze sobą czarownika - rzucił do Volany na chwilę przed tym, jak starszy mag zbliżył się do niego. Z tej odległości nie było mowy o pomyłce. Zbyt dobrze znał zapach czarów, by pomylić go z czymś innym. A Oczy Liquan dodatkowo ułatwiały sprawę. Z grzeczności, był w końcu o wiele młodszy, wysłuchał słów czarownika nie przerywając. Jednak im dłużej słuchał, tym wyżej unosiły się brwi szaro-włosego szlachcica.
Zajęła się rannym czy listem? - myślał. Zachowanie starca było co najmniej podejrzane. Jeśli dziewczyna w wozie zajęła się rannym, to po co staruszek jechał aż do posiadłości lorda. Jeśli nie była jego celem, mógł wysiąść gdzieś po drodze... Jeśli miał na myśli, że zajęła się listem, to raczej ona próbowałaby się ulotnić.
- Dziękuję, że przywieźliście do nas rannego gońca - rzekł spokojnie, za oddalającym się mężczyzną. - Obawiam się jednak, że powiedzenie "ranny" to trochę za mało. Jeśli wywiązała się jakaś walka, bardzo przydatna byłaby szersza relacja. Wiem, że jesteś Magiem. Sam też liznąłem nieco wiedzy tajemnej. Ekspertyza kogoś takiego, jak ty byłaby bardzo na miejscu. Dlatego muszę nalegać, byście zostali na kolację. Wszyscy, ma się rozumieć - dodał nie kierując już słów do nikogo konkretnego.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 23:01, 16 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Merth
Wiem, że jesteś Magiem. - odbiło mu się echem w głowie, na co gwałtownie przystanął. Zerknął tylko strapiony w kierunku miasta, które miał, jakby nie patrzeć, na wyciągnięcie ręki. Z drugiej jednak strony kto wie czy dziwny jegomość nie uwidziałby sobie śmierci Mertha, gdyby ten nie zechciał współpracować.
- Lekarzem, młodzieńcze. - Poprawił go, zachowując resztki pozorów. - Magia nie udzieliła mi wiele swej mocy. Na pewno nie wpłynęła na mnie... aż tak. - Rzekł, patrząc prosto w białe oczy interlokutora. Gdyby tak tylko mógł je wydłubać i zbadać... - Niemniej to ja zajmowałem się waszym posłańcem na czas drogi tutaj i ostatecznie mo-- khykhyyykhyy - Zakaszlał przeraźliwie, wyharkując plwocinę na ziemię między oboma mężczyznami. Zaraz jednak pozbierał się i kontynuował. - Ymm... Ostatecznie mogę wydać opinię, choć wątpię by Lord Elaj nie miał na swych usługach lekarzy potrafiących zrobić to tak samo dobrze albo i lepiej niż ja. - W tym miejscu przechylił głowę to w prawo, to w lewo, aż strzeliły mu kręgi szyjne. - Ale nie będę długo nadużywał Lordowskiej gościnności...
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 23:40, 16 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Wilga
ogóle nie podobał się jej ton tego starca. Jakby była jego uczennicą. A sam co? Sam cichaczem zabrał się za rozcinanie jakiegoś papiera, co to na nim informacje wiózł nieszczęśnik. Nie marudziła, robiła swoje, bo od marudzenia wcale lepiej by rannemu nie było. A z „lekarzem” przecież pożegna się za chwilę, to i nie ma co sobie nerwów psuć. Ona sobie nerwów psuć nie chciała, ale... magikus twierdzący, że jest lekarzem widocznie miał inne plany co do jej nerwów, bo gdy dojechali na miejsce wyskoczył z wozu zostawiając ją z rannym i z otwartym listem. Jakoś jej zawartość nie ciekawiła. Co jej do tego, to sprawy wielkich panów, w które niezbyt bezpiecznie jest nosa wściubiać. Namacalne potwierdzenie tej tezy miała u swoich stóp na zarzyganych deskach. Wyskoczyła z wozu i stanęła obok „lekarza”:
- Nie nim, tylko tym dru... - urwała widząc oczy mężczyzny, z którym jej kompan rozmawiał. To było...niezwykłe. Nie wyglądały jak pokryte bielmem.... ten mężczyzna nie wyglądał na niewidomego. Z trudem otrząsnęła się z niepokoju i fascynacji, które ją ogarnęły – Wybaczcie panie... hm... - poprawiła swoje rzeczy, które próbowały uciec z rąk, zwłaszcza, że jedna ręka trzymała nieszczęsny otwarty list. - … panowie... - poprawiła się – temu człowiekowi potrzebna jest pomoc... i to szybko... - ona też wątpiła, by coś się dało zrobić więcej, ale zawsze to coś. - Ja więcej na wozie dla niego nie zrobię... jeśli przeniesiecie go do izby, zagotujecie wody... to może... a potem chętnie z kolacji skorzystam, jeśli jeszcze będzie aktualna, bo w drodze jesteśmy dosyć długo... - uśmiechnęła się do białookiego błyskając zębami. Z natury była pogodna, a że do ran, krwi i trupów w sumie przywykła, to i jakoś nie rozpaczała. Jedzenie zaś było nader miła perspektywą po podróży. Zupełnie przez to zapomniała o liście, który zapewne był powodem całego tego zamieszania.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Exus
Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 0:27, 17 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Bernard
Młody mężczyzna z ciekawością przyglądał się rozwojowi sytuacji. Były nawet momenty w których chciał zareagować, ale na szczęście nie doszło do tego. W końcu ostatecznie wszyscy idę zjeść wspólny posiłek. Najgorsze w tym wszystkim było przeczucie, że miratyjczyk może nie przeżyć zbyt długo, a w obecnym stanie rozmowa z nim prawdopodobnie będzie niemożliwa. Pocieszające była jedynie świadomość istnienia pewnego pisma...
Bernard odwrócił się w kierunku lokaja po czym zaczął mówić:
- Przygotuj łóżko, gorącą wodę. Zwołaj wszystkich możliwych lekarzy. Gość Twojego Pana jest w złym stania a jeśli Elaj dowie się, że nic z tym nie zrobiłeś z pewnością Cię ukarze. A uwierz mi, to właśnie usłyszy jeśli jutro miratyjczyk nie będzie mógł mówić. – głos miał poważny, akcentujący jego wyższość(być może nieuzasadnioną) nad sługą.
Bernard nie lubił używać gróźb, jednak była to najprostsza motywacja jaką znał i którą można było poczęstować nieznajomego. W końcu wyglądał na niecałe dwadzieścia lat, a trudno jest inaczej zmotywować do posłuszeństwa.
Gdy skończył mówić do lokaja, zbliżył się do kobiety trzymającej list:
Młoda, szare oczy.. Tatuaż, nawet spory, powinienem przyjrzeć mu się w całości, z bliska.. ale to nie miejsce...
Ostatnia myśl wywołała lekki uśmiech na twarzy Bernarda:
- Jestem Bernard. Dobrze, ze przyprowadziliście tego mężczyznę tutaj. To chyba jedyne miejsce w mieście w którym temu człowiekowi zostanie udzielona pomoc. Lord Elaj posiada znakomitych lekarz, z pewnością mu pomogą. Jeśli jest taka potrzeba mogą zająć się i wami. A teraz jeśli można.. – młody mężczyzna wyciągnął dłoń w kierunku kobiety cały czas patrząc jej głęboko w oczy.
Ostatnio zmieniony przez Exus dnia Śro 0:27, 17 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lamarath
Administrator
Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock
|
Wysłany: Śro 1:42, 17 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Krommelech
Kiedy czarownik skończył swoje próby zrobienia wrażenia, Arkantyjczyk uśmiechnął się wesoło. Oszczędził słów, bo sytuacja była nagląca. Choć białooki przyznał, że zażyłby rozrywki z dysputy z "lekarzem". Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego wśród mieszkańców Entarii istnieje taka chorobliwa skłonność ukrywania swojego związku z magią.
Bernard przejął pałeczkę. Krommelechowi do listu mu się nie śpieszyło. Kiedy już dostanie go w swoje ręce wyciągnie z niego o wiele więcej informacji niż te zapisane słowami. Może to rzuci więcej światła na całą niefortunną sytuację. Dlaczego Miriatyjczyk nie może mówić? Kto go tak urządził? A przy okazji, kto czytał słowa przeznaczone dla Lorda Elaja. Jeśli to co mówił lord było prawdą, każdy kto je czytał był w wielkim niebezpieczeństwie... Swoją drogą, jeśli gwiazda miał przynieść ważne informację Elajowi, dlaczego napisał list? To najmniej bezpieczna forma przekazywania informacji. Jeśli ktoś zadałby sobie trudu żeby go uśmiercić, na penwno zająłby się ekwipunkiem.. Więc zabezpieczenie przed śmiercią - odpada.
Młody mag wiele by dał, żeby porozmawiać z Gwiazdą. Byłoby to o wiele prostsze, jakby Miriatyjczyk nie przeżył. Ale szarowłosego dobrze wyszkolono i wyposażono, by poradził sobie w każdej sytuacji.
Hexeh, nie wiadomo kiedy dostał się do wozu i obejrzał znajdujące się tam ciała. Białe oczy czystego Egzegarai skanowały szczegóły z precyzją niedostępną człowiekowi. Po kilku chwilach, akurat, kiedy Bernard skończył swoją przemowę, kotek wyszedł z wozu i powoli i z gracją przeszedł się między obecnymi kierując się w stronę rezydencji Lorda.
- Dobrze więc, nie ma co więcej zwlekać. Dla uzupełnienia formalności, pozwólcie, że się przedstawię. Jestem Krommelech z Talvon. Lord Elaj poprosił mnie o pomoc w rozmowie, ze posłańcem, który rzekomo zaniemógł. Może przewidział, że taka przeszkoda stanie mu na drodze. Niemniej jednak, otrzymaliśmy z Bernardem wszelkie pełnomocnictwa, aby z czystym sumieniem zaprosić was w gościnę. Zrobimy, co się da, dla Miriatyjczyka. A w między czasie... Zapraszam.
Wskazał gestem w stronę drzwi wejściowych i uśmiechnął się miło, do obu kobiet.
Ostatnio zmieniony przez Lamarath dnia Śro 1:48, 17 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aboshi
Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 2:10, 17 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Volana
- Jestem Volana, miło. - odpowiedziała ku dopełnieniu wspomnianych formalności. Spojrzała na obu mężczyzn i pomimo ich specyficznych cech nie dopatrzyła się niczego bardziej niezwykłego, poza białymi oczami maga oczywiście.
Oferowany posiłek był uprzejmością i swojego rodzaju wymogiem. Nie przepadała za wysoko urodzonymi, ani za pięknymi, ani za brzydkimi (generalnie nie przepadała za wieloma osobami, chociaż stać ją było na uprzejmości i pewne otwarcie), ale można było odpowiedzieć uprzejmością na uprzejmość. Kolacja i chwilowa wygoda za odpowiedzi... rzadko kiedy wychodziła na czymś z tak pozytywnymi korzyściami.
- Mamy jeszcze jednego osobnika... no nic, najwyżej zabierze wóz. - dokończyła, stojąc nieco na uboczu.
Ruszyła do swojego konia głaszcząc zwierzę przepraszająco, że znowu nie będzie mu towarzyszyła.
- Grzecznie, Skruszku, ale jak tkną cię to gryź, kop, grzmoć wroga. - wyszeptała "czule", podkreślając ostatnie słowa ostro i wieńcząc je pogodnym uśmiechem. Odczepiła stworzenie od wozu i ściągnęła z niego większość swych tobołków.
- Jeśli można, to mój koń... nie chciałabym, żeby potem zniknął wraz z wozem.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 9:24, 17 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Wilga
Odruchowo wzrok jej uciekł za białym kotem, który wskoczył do wozu rozejrzeć się po nim. Niemożliwe, przecież to tylko kot.... skoncentrowała uwagę na Bernardzie. Wpatrywał się w nią jak sroka w gnat. Wszystko pewnie przez ten list. Szare oczy odpowiedziały mu spokojnym, pogodnym spojrzeniem i oddała mu nieszczęsny pergamin. Nawet jeśli nie oddadzą go Elajowi, to nie jej problem. Byle sobie zabrali te wielkopańskie problemy, bo przecież ona się na tym nie zna i znać nie chce.
- Jestem Wilga... - przedstawiła się i poprawiła sakwę, bo wreszcie miała wolną rękę. Zagrzechotały cicho pudełeczka. Potem ruchem głowy odrzuciła włosy z twarzy i spojrzała na swoje brudne dłonie. Nie tylko dłonie miała brudne.
- Na wozie jeszcze jeden człowiek potrzebuje pomocy, ale jemu wystarczy odpoczynek i trochę ciszy... - przeniosła wzrok na maga, który zapraszał na posiłek, a potem znów na własne ubabrane w krwi, i nie tylko we krwi, ręce – Jeśli mogłabym się przed posiłkiem gdzieś umyć... - prośba była skierowana do Bernarda, który zwyczajnie był bliżej i wydawał się... no nie był magiem. Miała tylko trzy razy do czynienia z magami i wtedy przekonała się, że ta profesja przyciąga ludzi, którzy uważają się za lepszych. Może byli lepsi, ale... znów zerknęła ciekawie na białookiego, który i tak był chyba najuprzejmiejszy z poznanych do tej pory magusów, ale... nie no, stanowczo musiała się odświeżyć. W brudzie lęgną się wszelkie choroby.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lamarath
Administrator
Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock
|
Wysłany: Śro 10:04, 17 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Krommelech
Obcokrajowiec skłonił się na powitanie w stronę Wilgi i Volany. Jak ktoś nie miał oporów z ujawnianiem swego imienia był bardziej godnym zaufania niż ktoś, kto bez przedstawienia się próbuje się chyłkiem wymknąć.
Zwrócił się do Volany:
- Gwarantuje, że twojemu koniowi, zostaną udostępnione wszelkie wygody. Osobiście tego dopilnuję, jeśli pozwolisz - białe oczy spoglądały na wierzchowca dłuższą chwilę z zachwytem. - Mądre zwierzę - dodał po chwili zamyślony, ale szybko wrócił do gości.
- Bernardzie, zaprowadź proszę naszych gości tam, gdzie mogliby się odświeżyć. Lepiej znasz posiadłość lorda. Ja zajmę się końmi i wozem oraz dopilnuję przeniesienia rannych. Najpierw rzeczy pierwsze, przy kolacji porozmawiamy w spokoju. Wybaczcie więc...
Krommelech skłonił się raz jeszcze i odwrócił, aby zawołać kilku pomocników spośród służby Lorda Elaja...
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aboshi
Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:22, 17 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Volana
- Mądrzejsze niż niektórzy ludzie. - rzuciła cicho pod nosem i poprawiła swoja pakunku na ramieniu. - Dobrze więc, nie stójmy tu dłużej bez celu. Chłód mi zgryza kostki. - "i parę innych rzeczy", dodała w myślach. Ruszyła bliżej posiadłości, ostatecznie oczekując poprowadzenia przez służbę. Jeszcze by się za bardzo bezczelna stała, a ludzie potrafią być tak przeczuleni, zwłaszcza ci bogaci. Jeszcze by im się odwidziało gościć kogoś z tak lepkimi rękoma.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Exus
Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:53, 19 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Bernard
Lepiej znam posiadłość Lorda? Czy ja tu śpię czy co? – zdziwił się Bernard.
- Zatem niech tak będzie. Gdy już się ogarniecie zjemy coś razem i wyjaśnimy kilka spraw. Chodźcie za mną.
Bernard odwrócił się i skierował do posiadłości Elaja.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotreksus
Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: the silver lake
|
Wysłany: Pią 20:25, 19 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
MG
Lokaj szybko przejął kontrolę nad gośćmi i pokierował wszystkich, z pomocą innej służącej, do pokoi i w razie potrzeby wskazał drogę do łaźni. Służący podążyli z gośćmi gotowi odpowiadać na ich potrzeby. Wszyscy zostali poinformowani, że gdy kolacja zostanie przygotowana, zostaną wezwani.
Krommeleh podążył razem z kilkoma pracownikami posiadłości i pomógł ulokować rannego posłańca oraz zdezorientowanego ochroniarza. Przez okno na pierwszym piętrze wyglądała siostrzenica lorda i badała wzrokiem przybyszów. Krommeleh zauważył jej postać kątem oka.
Ostatnio zmieniony przez Piotreksus dnia Pią 20:28, 19 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lamarath
Administrator
Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock
|
Wysłany: Sob 13:23, 20 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Krommelech
Miriatyjczyk był w bardzo złym stanie. Było bardzo prawdopodobne, że nie będzie mu dane się obudzić już nigdy. Siedząc w komnacie, w której leżał posłaniec, białooki mag myślał intensywnie. Podświadomość ostrzegała go przed czymś. Nie pałał entuzjazmem na myśl, że będzie musiał spuścić z oka tego człowieka. Tym bardziej, kiedy przypomniał sobie stojącą w oknie "siostrzenice". Nie wzbudziła jego zaufania od pierwszego spotkania, a teraz, kiedy z taką ciekawością spoglądała na nich, kiedy wnosili rannych... Ciekawe co mogło jej chodzić po głowie. Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś rozwiązania, które choć na chwilę pozwoliłoby uspokoić jego obawy. W znajdywało się tu zbyt wiele: szeroka ława, na której leżało kilka złożonych ręczników, wiadro oraz całkiem spora miska, bardzo wygodne łóżko i kilka niewielkich stołków. Sala oświetlana była przez cztery świeczniki o mosiężnych ramionach. Drzwi miały standardowy zamek, ale oprócz tego można było je zamknąć od wewnątrz całkiem solidnym ryglem, który można było zablokować dodatkowo żelaznym haczykiem. Szarowłosy przyjrzał się mu bliżej i zapamiętał zasadę działania. Znalazł już sposób na to, aby nikt nie odwiedził miriatyjczyka, kiedy jego nie będzie w pobliżu. Podszedł do świeczników i zgasił płomienie, a następnie wyszedł z pokoju. Białe oczy zmieniły barwę na czarną, tak że nie dało się ich dostrzec w ciemnościach korytarza. Czystą czerń zaburzyło granatowe pęknięcie, które ułożyło się w tajemny symbol. Oczy Liquan zareagowały na uformowaną magiczną energię i odpowiedziały na jej zew. Było to minimalne odsłonięcie, niczym szept na głównym rynku Horon, ale wystarczyło. Szarowłosy usłyszał za drzwiami cichy trzask i szuranie, podobne do stalowych buciorów Archonta, a na jego twarzy wymalował się chytry uśmiech. Jeśli ktoś spróbuje odwiedzić Gwiazdę bez jego u boku, czeka go niemiła niespodzianka. Teraz czas na drugiego rannego.
Strażnik został nieźle poturbowany, ale po kilku dniach odpoczynku powinien odzyskać sprawność i wigor. Szkoda tylko, że nie pamięta zbyt wiele z ataku. Jedyne, czego młodzieniec zdołał się dowiedzieć z krótkiej rozmowy z Eliopem, to że napastnik był bardzo dobry w eliminowaniu strażników karawanowych.
Krommelech jednak nie zraził się tym. Do czego jak czego, ale do zdobywania informacji został prawie tak dobrze przeszkolony, jak do siania spustoszenia w kohortach wrogich armii. Wojskowe buty rozchlapywały błoto podwórza, kiedy szlachcic szedł w stronę stajni, gdzie posilały się zwierzęta. Nie zwracał uwagi czy "siostrzenica" lorda Elaja nadal obserwuje go z okna na piętrze. Pewnie bardziej interesowała się rannymi niż nim. Kiedy dotarł do budynku gospodarczego utkwił czarne jak noc oczy w postaci stajennego.
- Poczekaj na zewnątrz - rozkazał głosem nie znoszącym sprzeciwu. Blask, który na chwilę pojawił się w ciemnościach oczodołów, był dodatkowym argumentem i młody stajenny szybko wstał i wyszedł zostawiając maga sam na sam z końmi i wozem. Blada dłoń dotknęła ściany pojazdu. Drewniana faktura drażniła zakończenia nerwowe w opuszkach długich palców. W oczach Liquan pojawiły się trzy bliźniacze, białe linie, które splątały się błyskawicznie w skomplikowany pulsujący wzór. Wóz przestał być wozem i rozpadł się na miriady kawałków tworząc wokół Krommelecha coś na kształt usianej gwiazdami przestrzeni. Każdy atom otoczony był różnobarwną mgłą, która wirowała i zmieniała kształty zgodnie z panującymi w tej rzeczywistości zasadami. To była jedno z najbardziej abstrakcyjnych zaklęć, jakie stworzono w Arkantyjskich magicznych akademiach. Iris - jego prababka - była specjalistką w tej sferze zaklęć a on odziedziczył po niej większą część swego talentu. Dłuższą chwilę wędrował między konstelacjami wchłaniając mgłę i otwierając się na jej przesłanie, jednak to co uzyskał podczas tej pozaziemskiej podróży nie usatysfakcjonowało mężczyzny. Fragmenty zaczęły łączyć się na powrót splatając się w skomplikowaną bryłę, która pod koniec transformacji stała się na powrót zwykłym drewnianym wozem.
Spojrzenie mężczyzny o czarnych jak noc oczach skierowało się na pojadające ze żłoba konie. Szczególnie ten, którego jedna z kobiet nazwała Skruchem wydawał się na tyle inteligentny, że można by spróbować się czegoś z niego dowiedzieć. Krommelech podszedł do zwierzęcia i uśmiechnął się. Jego oczy zabłysły zielenią, co sprowadziło niepokój do końskich umysłów, ale szlachcic szybko je uspokoił.
- Nie ma się czego obawiać - powiedział. - Nie zrobię wam krzywdy. Chcę tylko pomóc...
Zdziwienie jakie zagościło u zwierząt zastąpiło strach. Nigdy wcześniej nie widzieli, aby człowiek porozumiewał się z nimi w taki sposób.
- Jak to robisz? - zapytał Skruch.
- W swoim długim życiu nauczyłem się wielu rzeczy, a jedną z nich jest ten uniwersalny język - nie spodziewał się kolejnego pytania, więc ciągnął dalej. - Powiedz mi, proszę, co się wydarzyło na trakcie? Skąd ci ranni? Każda informacja może się przydać...
Nie trzeba było stosować specjalnych argumentów. Skruch wydawał się rozumieć powagę sytuacji. Im Krommelech dłużej słuchał opowieści zwierzęcia tym mniej się dziwił. Prosty umysł konia nie był wstanie pojąć istnienia nieśmiertelnego napastnika. Nawet wyszkolony umysł maga miał problemy ze zidentyfikowaniem i nazwaniem nieżywej kobiety o czerwonych oczach. Ciekawe czy Lord Elaj był świadomy możliwości starcia z takim zabójcą. Może był, w końcu po co sprowadzałby kogoś o jego umiejętnościach. Teraz było pewne, że Krommelech przyda się sprawie. Niemniej jednak będzie się trzeba raz jeszcze rozmówić z lordem.
- Dziękuję... Skruszku. Nie bój się więcej i odpoczywaj. Zajmę się tym potworem, którego widziałeś. Bywajcie - pożegnał się ze zwierzętami i ruszył do wyjścia ze stajni, a potem w stronę rezydencji. Trzeba było znaleźć Bernarda i zbadać list. Podczas drogi oczy szlachcica na powrót stały się białe jak śnieg.
Przekroczył próg posiadłości Lorda Elaja i po kilku chwilach błądzenia znalazł Bernarda. Siedział w salonie i zabierał się za czytanie listu...
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aboshi
Dołączył: 09 Gru 2008
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:47, 20 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Volana
Jak najchętniej skorzystała z wygodnej łaźni doprowadzając się do ładu i czystości pierwszy raz od długich dni podróży i ucieczki z miasta i od gildii. Trudno było powiedzieć, czy czuła się tutaj bezpiecznie i z dala od kłopotów, gdyż właściwie podświadomie czuła, że zmierza w jeszcze większe problemy. Pewnie sama się zgodzi wziąć w tych problemach udział. Taka natura, cóż poradzić. Przynajmniej pokój był komfortowy. Dziewczyna palcami rozczesywała mokre włosy, leżąc na wznak na miękkim posłaniu. Nie pamiętała by kiedyś leżała na tak wygodnym materacu i z trudem wstrzymywała się od pełnego odprężenia i odpłynięcia przy odpoczynku.
Ostatecznie podniosła się z łóżka i przystanęła przy oknie, zerkając na zewnątrz gdy dopinała kubrak. Dziwnie się rzeczy toczyły, dziwne uczucie zjadało ją w środku, chwilami objawiając się ssaniem w "dołku". I tamta kobieta... bełt w pierś i w brzuch a ona śmignęła bez problemu w las.
Volana czekała na wezwanie do kolacji, tęskniąc do bardziej otwartego na rozmowę towarzystwa.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|